MENU
Polska

Zamek w Mosznej i inne bajery

Moszna i zamek? To pałac właściwie, bo jako takiej zabudowy obronnej tu nie ma. Hrabia kierował włościami tak, by nie przekroczyć magicznej liczby, która skłoniłaby władcę do ulokowania swojej armii w Mosznej. Budowla zatem statusu zamku nigdy nie dostała. Tak tłumaczył nam pan przewodnik.

Ale zaraz? Czemu Moszna? Bo można. Suchar alert.

Zamek Moszna

A tak całkiem na poważnie. Zajechałam do Mosznej, bo była to przede wszystkim wymówka do podróży w doborowym gronie z Elą znaną jako Nieśmigielską i Kingą, autorką bloga Floating My Boat. Kultywujemy sobie taką tradycję babskich wyjazdów. Pierwsza edycja miała swoje miejsce w Karkonoszach. Druga, w znacznie szerszym gronie, wraz z Mariną i całym tuzinem innych kobitek w Błędnych Skałach, Skalnym Mieście i na Szczelińcu. Trzecia, ponownie w kameralnym gronie, remakeu z edycji pierwszej, przybrała formę prawdziwego roadtripu po Dolnym Śląsku — i nie tylko.

Naszym pierwszym przystankiem był pewien bardzo urodziwa budowla na opolszczyźnie.

ZAMEK MOSZNA

Ta XVII-wieczna budowla była kiedyś własnością szlacheckiej śląskiej rodziny i potentatów przemysłowych, Tiele-Wincklerów. Potem zamek zajęła i zdewastowała armia radziecka, aż ostatecznie założono tam ośrodek terapii nerwic. I taką właśnie rezydencja pełniła funkcję aż do 2013 roku — kiedy tą perełkę opolskiej architektury zamieniono w hotel, restaurację i zaczęto przemieniać na turystyczną atrakcję.

Zamek Moszna, komnaty

Zamek Moszna

Zamek Moszna

Nieśmigielska!

Nieśmigielska!

Zamek Moszna, klatka schodowa

Zamek Moszna, komnaty

Zamek Moszna, komnaty

Kawiarnia w pałacu

Kawiarnia w pałacu w Mosznej

Kawiarnia w pałacu

Obecnie zamek w Mosznej można częściowo zwiedzać, ale jedynie z przewodnikiem. Istnieje kilka opcji zwiedzania pałacu, zwykła (12 zł), jakaś turbo mega (35 zł) oraz wstęp na same wieże (10 zł). Zwykłe tury zwiedzania są wytyczane cyklicznie, co pół godziny. Wstęp na teren zamku i parku jest płatny (normalny/ulgowy 8/6 zł), ale tylko od kwietnia do października. W tej kwestii nam się upiekło, bowiem przybyłyśmy w listopadzie.

Jeśli chodzi o moje osobiste wrażenia to zwiedzanie średnio mi się podobało. Najbardziej spektakularna pozostanie dla mnie sala reprezentacyjna, ze schodami, kominkiem, gdzie obecnie znajduje się pałacowa kawiarnia, która podaje naprawdę dobre ciasta.

Zamek, a raczej pałac, jak już wicie, cieszy się też wielką sławą wśród fotografów (szczególnie ślubnych). Nie można odmówić uroku i fotogeniczności temu miejscu. Przy pałacu znajduje się również mała palmiarnia.

– Czemu my nie pojechałyśmy w Karkonosze?
– Bo Paulina nie ma butów.

I to by było na tyle w odpowiedzi na pytanie czemu pojechałyśmy do Mosznej.

Zamek Moszna

Zamek Moszna

Zamek Moszna

Romantyczne sesje w Mosznej, hehe, ten dramatyzm brzmiącej tak nazwy

Zamek Moszna, palmiarnia

Zamek Moszna, palmiarnia

Zamek Moszna

W sumie doszedł też fakt, że żadna z nas nigdy tam nie była. Jednak na Zamku Moszna nie chciałyśmy kończyć. Do naszego planu ostatecznie dopisałyśmy również Sokoliki i Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich, a na smakowity obiad zatrzymałyśmy się w Nota Bene w Kłodzku. Polecam, zarówno knajpkę, jak i całe Kłodzko.

RUDAWY JANOWICKIE

Z pełnymi brzuchami ruszyłyśmy w kierunku Szwajcarki w Rudawach Janowickich. Ogólnie wyjazd był przełomowy dla każdego pod kątem prowadzenia auta. Kinga prowadziła po raz 4 w swoim życiu po otrzymaniu prawka, Ela pokonała wszelkie swoje limity jeżdżenia długości tras, krętości, ich straszności (nie ma nic gorszego niż dolnośląskie dróżki w górach po zmroku), a nawet jazdy offroadem. No i ja! Już dawno nie siedziałam tyle na pasażerskim.

Z tą Szwajcarką też łatwo nie było. Kto wie, ten wie, że podjazd tam wcale do najłatwiejszych nie należy. Kiedyś z Kahą próbowałyśmy kilka razy w zimie podjechać pod Szwajcarkę i zawsze kończyło się stoczeniem się z górki. Zatem tu przydadzą się niewielkie offroadowe umiejętności.

Roadtrip

90% czasu roadtripa spędza się w aucie, Nieśmigielska driver

W pewnym momencie auto nam stanęło (długa prosta pod górkę, silnik już nie dawał rady). Nawet na ręcznym się toczyło. Ale kawałeczek dalej było niewielkie, lekkie wypłaszczenie. Wysiadłyśmy z Kingą z auta, Ela lekko roztrzęsiona podjechała jeszcze dzielnie do wypłaszczenia, my biegłyśmy za autem krzycząc

„Jedź! Jedź! Jeszczeee!”

Suma sumarum dałyśmy radę dojechać. Ogólnie trening jazdy po bezdrożach z Omanu nieco się tu przydał. A dodam jeszcze, że tam jeździ się autami 4×4, a tu dałyśmy radę Hondą Jazz. Powiedziałabym, że to auto czuje offroadowego bluesa. To byłby suchar alert numer dwa.

Schronisko Szwajcarka przepełnione na weekend. Wiadomo, jak to weekend. Został nam skrawek gleby. W wielkim pokoju oczywiście śmierdziało spoconymi butami i brudnymi ręcznikami. Mi to tam średnio w sumie przeszkadzało, padłam i spałam smacznie te kilka godzin, by o 6 zbudzić połowę zebranych tam ludzi moim niekończącym się budzikiem, na który mam wrażenie, że tylko ja się nie budzę.

SOKOLIKI

Cel był jeden — Sokoliki na wschód słońca! To jedna z najbardziej fotogenicznych miejscówek na Dolnym Śląsku, a i bym się nawet pokusiła o stwierdzenie, że jedna z fajniejszych w całej Polsce! Panorama 360 na całe Rudawy Janowickie, na Karkonosze i wszystko dookoła robi naprawdę niesamowite wrażenie o wschodzie słońca. To takie miejsce, do którego naprawdę warto pojechać.

Rudawy Janowickie, Sokolik Wielki

Rudawy Janowickie
Sokolik Wielki

Dlaczego Sokoliki? Bo skałki są dwie! I ta jedna, większa, znana jako Sokolik Wielki

Rudawy Janowickie

Rudawy Janowickie

Rudawy Janowickie

Widok na Rudawy Janowickie z Sokolików

Sokolik Wielki

Rudawy Janowickie, Sokolik Wielki

Rudawy Janowickie

Pomyślałam sobie, że przecież teraz nie ma śniegu, spod Szwajcarki szlak jest prosty jak drut (idzie się go około 20 minut i ma zaledwie lekko ponad 1 km). Nie ma opcji by się zgubić. My się jednak nieco zgubiłyśmy. W trakcie drogi musiałam wypowiedzieć te złe słowa, których się nie wypowiada, bo działają jak gubiące się zaklęcie.

„Choćmy skrótem!”

I wiecie jak to się kończy. Zgubieniem się. Na najprostszym i najkrótszym szlaku świata ever. A i przez całą trasę towarzyszył nam piesek ze Szwajcarki. Odprowadził nas, a potem wiernie na nas czekał.

„Zwierzaki to są jednak super”

Rudawy Janowickie

Rudawy Janowickie, widok na Sokolik Wielki z dołu

Rudawy Janowickie

Rudawy Janowickie

KOLOROWE JEZIORKA

Miałyśmy w planie jechać jeszcze i do Świdnicy, i pod Ostrzycę, i tu, i tam, i wszędzie. Ale wyszło jak zwykle, większość przesiedziałyśmy nad jedzeniem i w tym wypadku również w aucie. Tak na zakończenie stwierdziłyśmy, że pojedziemy nad Kolorowe Jeziorka w Wieściszowicach. Zaledwie 30 minut autem ze Szwajcarki.

Błękitne, tudzież turkusowe jeziorko

Błękitne, tudzież turkusowe jeziorko

Turkusowe jeziorko

Błękitne, tudzież turkusowe jeziorko

Błękitne, tudzież turkusowe jeziorko

Błękitne, tudzież turkusowe jeziorko

Wszystko zaczęło się bardzo sielsko, spokojnie. Spacerek, jeziorka, bajorka właściwie, takie większe kałuże. I nagle nad turkusowym słyszę ten dźwięk. Ten straszliwy dźwięk.

Patrzyłyśmy zamurowane, z przerażeniem jak obiektyw turla się rytmicznie w stronę jeziorka, po czym wydaje odgłos sążnego plusku. To taki z momentów, kiedy wiesz, że nadchodzi tragedia, ale nic nie możesz poradzić. Obiektyw był pod wodą. Groza na naszych twarzach nabrała zapowietrzonego charakteru. Sekunda przerażenia i Ela wskoczyła do bajora ratować swoje ulubione szkło.

 

No dobra, weszła po kolana i zamoczyła rękę do łokcia, ale i tak! Toż to był wielki dramatyzm! I wiecie jak zimno było?!

Najsłodsze w tym wszystkim było to, że Tomasz potem dzwoniąc, dowiadując się, co i jak, to pierwsze, co zrobił, to zapytał się Eli czy z nią okej, czy nie jest jej zimno. Awww! Zaś najstraszniejsze — poza faktem obiektywu w jeziorze i przemarzniętej, mokrej Eli — to że stałyśmy obie z Kingą, z aparatami w ręku (!) i żadna z nas nie zrobiła zdjęcia.

„Czemu żadna nie zrobiła zdjęcia?!”

To zdanie wybudziło nas z szoku, w sumie jedne z pierwszych słów Eli po wyłowieniu obiektywu. Fotograf jednak w każdych okolicznościach o zdjęciach myśli.

Nieśmigielska z utopionym obiektywem

Wyratowany, podtopiony w jeziorze obiektyw

Miało miejsce suszenie, milion nieudanych prób odkręcenia zapieczonego filtru. Potem jeszcze suszenie w ryżu i ocieplanie w bluzie. Obiektyw ostatecznie pojechał do serwisu i wszystko skończyło się happy endem. Działa!

A my wyruszyłyśmy w kierunku wrocławsko-gruzińskiego obiadu pożegnalnego, kończącego trip. Także ten dolnośląski trip zwieńczony został naprawdę dobrymi chinkali oraz chaczapuri. Wszystko należycie przejedzone!

Rudawy Janowickie, kolorowe jeziorka, szlak

Kolorowe jeziorka w Wieściszowicach

Kolorowe jeziorka w Wieściszowicach

Kinga i Ela, Rudawy Janowickie

Rudawy Janowickie, kolorowe jeziorka, szlak

Kinga i Ela, Rudawy Janowickie

All you need is love! I wysuszenia obiektywu…

Kinga i Ela, Rudawy Janowickie

Kinga i Ela, Rudawy Janowickie
Kolorowe jeziorka w Wieściszowicach

Czerwone jeziorko, pomarańczowe, a w rzeczywistości bure

Rudawy Janowickie, kolorowe jeziorka, szlak

Kolorowe jeziorka w Wieściszowicach

Kolorowe jeziorka w Wieściszowicach

Autor

Nazywam się Paulina. I robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Jestem zakochana w Północy. Uwielbiam być w drodze, ale czasem też fajnie się zatrzymać. Nawet na dłużej. I poznać, choć trochę wnikliwiej. Lubię podróżować intensywnie, a jednocześnie bez pośpiechu.