MENU
Maroko

Wodospady Ouzoud

Naoglądałam się w swoim życiu nieco wodospadów. Jestem ich prawdziwą fanką. Myślałam, że wodospady Ouzoud zrobią na mnie duże wrażenie. Zrobiły średnie. Dlaczego?

Od początku. Kilka faktów. Do Ouzoud zajechaliśmy w sumie dzień wcześniej. Krajobrazy mijane po drodze były bajkowe: pomarańczowe góry, bogatsza flora. Przez chwilę czujesz się jak na sawannie, a za chwilę jak w kanadyjskich górach (nie żebym wiedziała jak wygląda sawanna czy kanadyjskie góry, ale pokrywa się to z moim wyobrażeniem o tych miejscach, kiedyś sprawdzę).

Nocowaliśmy na fantastycznym campingu – Zebra. Jest to camping tematyczny. Nawet deska klozetowa ma czarno-biały wzorek. Camping jest pięknie położony – jakby na sawannie wśród gór. Czułam tam afrykańskiego ducha. Tak właśnie wyobrażałam sobie Czarny Ląd. Ponadto Zebra jest miejscem o naprawdę świetnym standardzie – i jak na camping, i tym bardziej jak na Maroko. Panuje tu niesamowity klimat, jest czysto, wszystko jest bardzo zadbane, obsługa uprzejma, a jedzenie drogie, ale ponoć pyszne – nie wiem, nie jadłam – ale chłopaki wcinali i polecają. My z Martyniką i kolacjowo, i śniadaniowo wyjadałyśmy nasze zapasy, w których tonęliśmy. Owsianka na rozpoczęcie dnia nie trafiała już w wybredne chłopskie podniebienia.

Jedyny minus tego miejsca – właściwie rejonu – to tutejsza gleba: gliniana. Przy lekkim deszczu wszystko było pomarańczową papką, zaś w suszy – wszędobylskim pomarańczowym kurzem, pyłem.

Jestem i ja! Niczym Pocahontas. Fot. Kacper Obrzut

Wodospady

Wszyscy przyjeżdżają w te rejony dla jednego celu. Wodospady! Wielokaskadowe! Spektakularne! Największe w całym Maroko! Te wszystkie cechy wiążą się też z jednym istotnym faktem: dużą ilością turystów oraz co za tym idzie – komercjalizacją miejsca.

Zajeżdżamy nad wodospad. Już na parkingu widać tłum. Gwar ludzi jest tak donośny, że zagłusza nawet potęgę spadającej wody. Mijając początkowy tłum, tamtejsze pijalnie herbaty trafiasz na rozwidlenie, czy chcesz iść pierw nad wodospad i oglądać go z góry, czy wolisz zejść i podziwiać go z dołu. Najpierw zadecydowaliśmy się obejrzeć wodospad z góry. Ja mam tendencje do włażenia na wszelkie klify i skałki. Lęk wysokości mi nieznany (już, bo kiedyś miałam). Widok jest naprawdę piękny i wodospad robi wrażenie. Nawet tubylcy przychodzą tu by chwilę posiedzieć na klifie i dają zahipnotyzować się wodzie.

Wróciliśmy do rozwidlenia i zaczęliśmy schodzić serpentyną schodków. Calutką drogę szło się wśród barów i sklepów. Środek namiastki afrykańskiej dżungli, cud natury: piękny majestatyczny wodospad, a tu czujesz zapach tajinów pomieszany z zapachem skór ze sklepu obok, kadzideł, możesz kupić tu buty, duperele, ciuchy, dywany, a nawet naczynia. Rozumiem, że to miejsce żyje i utrzymuje się z turystyki, ale to było przegięcie. Właśnie przez natłok sklepów i wszystkiego dla turystów, miejsce to straciło naturalny urok. Na całej długości drogi był tylko jeden odcinek, gdzie bazaru nie było. Spotkaliśmy tam spore stado zamieszkujących tamte rejony małp – makaków berberyjskich. Jest to gatunek zagrożony wymarciem i występujący jedynie w Afryce Północnej, a jego największa populacja jest właśnie w Maroko. Nasze, napotkane małpki tworzyły dość ochoczą grupkę, chętnie pozowały, pozwalały podchodzić bardzo blisko – ja zacnie z tego skorzystałam. Były też bardzo skore do przyjmowania łapówek w postaci owoców. Chwila na fotosesję makaków i ruszyliśmy dalej w drogę po bazarze.

Ja, przyzwyczaiłam się i rozpieściłam na wodospadach islandzkich. Tam, masz gigantyczne wodospady tylko dla siebie. Sprawia to, że naprawdę łapiesz niesamowity kontakt z tamtejszą przyrodą. Taka chwila jest intymna. Jest naprawdę tylko Twoja. I to jest niesamowite uczucie. Tu ten czar absolutnie prysł. Zero intymności, spokoju, ciszy. Wszędzie ludzie, naganiacze na coś, co przypominało łódkę, ale nią nie było w sumie. Na tarasie widokowym znajdującym się w połowie drogi z góry na dół stały nawet konie odziane w pełen uroczysty rząd jeździecki. Wszędzie coś. Za dużo. I mimo, że wodospad był majestatyczny, przez gęstość turystów i sklepów nie podobało mi się. Ot co.

Na dole mała sesja. Wszystkie kadry na jedno kopyto. Niestety. Jedna jedyna, gliniana górka była w kadrze wolnym od tłumu ludzi dookoła. Dlatego wszyscy mają tylko na niej pamiątkowe foteczki. Oj, i nawet na nią trzeba było odczekać swoje w kolejce. Górka była okupywana przez nas, na zmianę z innymi turystami oraz tubylcami, którzy z ów glinianej górki skakali do wody.

Autor

Nazywam się Paulina. I robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Jestem zakochana w Północy. Uwielbiam być w drodze, ale czasem też fajnie się zatrzymać. Nawet na dłużej. I poznać, choć trochę wnikliwiej. Lubię podróżować intensywnie, a jednocześnie bez pośpiechu.