W Norwegii drogi są piękne. Ale są też i te najpiękniejsze. Sognefjellet jest jedną z tych najpiękniejszych dróg w Norwegii. Jedną z tych, które warte przejechać samemu. Tak o, dla samej jazdy i doświadczenia tej drogi po swojemu.
Norwegia ma to do siebie, że bombarduje nas tyloma atrakcjami wizualnymi, że pod koniec ciężko już stwierdzić, co tak naprawdę było piękniejsze. Łatwiej będzie Wam podróżować, jeśli od razu założycie, że nie ma czegoś takiego jak pojedyncze naj-coś. Za to bardzo lubię powiedzenie, że coś znajduje się w gronie ulubionych — no i powiedzmy to słowo — najlepszych, najpiękniejszych.
Ale zawsze będzie to liczba mnoga. I tak jest z drogami.

Informacje podstawowe
Sognefjellet nie jest jedną z najdłuższych dróg scenicznych w Norwegii, choć ma 108 kilometrów długości na całej trasie z Lom do Gaupne. Można jednak rzec, że jest to trasa wysokościowa. Przebiega ona na wysokości nawet 1434 metrów n.p.m. co czyni ją nie tylko i najwyżej położoną drogą sceniczną Norwegii, ale i najwyżej położoną drogą Skandynawii.
I mimo tego, że jest ona położona na takich wysokościach jest otwierana dość wcześnie jak na górską drogę sceniczną. Bowiem większość jej koleżanek, które również przebiegają przez góry, czasem otwierane są dopiero w czerwcu. Sognefjellet potrafi być już otwarta pod koniec kwietnia. Jednak bezpiecznie mówić, że otwierana jest w maju. A i zamknięcie następuje dość późno, bo w okolicach grudnia.
SOGN OG FJORDANE
REJON
108 KM
DŁUGOŚĆ
GAUPNE – LOM
START I KONIEC
WIOSNA, LATO, JESIEŃ
SEZON
NEDRE OSCARSHAUG
PUNKT WIDOKOWY
Szybki przegląd
W moim małym odczuciu jest ona bardzo zróżnicowana. Pierwszy odcinek trasy, prowadzący z Lom biegnie sielskimi pastwiskami, doliną. Potem zamienia się w drogę pośród jezior i hytt, biegnie wzdłuż rzeki, kanionami, otwierając przestrzeń i zawężając. I tutaj następuje ten piękny odcinek, z którego droga jest najbardziej znana. Ten, który przebiega przez najwyższy punkt, koło Sognefjellshytty, koło Mefjellet. Wszystko z widokami na lodowce. Następnie mamy widoki na wyszczerbione wierzchołki Hurrungane oraz serpentyny wiodące do Turtagrø, a następnie do Skjolden, wzdłuż Lustrafjorden aż do Gaupne.
Ah! I zapomniałabym dodać, że droga ma numer 55.

Niemal ten sam punkt, w nieco innym świetle i o innej porze roku

Wiosenny widok z Nedre Oscarshaug, fot. Ewa Serwicka
RÓŻNE WERSJE
Ponieważ droga jest dość długa można ją troszkę zmodyfikować. Ja, dla przykładu, tuż przed Turtagrø brałam skręt na płatną, prywatną drogę do Øvre Årdal. Opłata na bramce, płatne kartą, coś około 100 nok. Ale uwaga, jak ktoś myśli, że droga na Stegastein jest wąska i kręta, to tutaj dostanie zawału. Odcinek tuż przy samym Øvre Årdal jest naprawdę stromy, mocno kręty, wąski i z ilością wielu ślepych punktów. Jechałam go dwukrotnie i za każdym razem aż śmierdziało gumą z opon a hamulce dosłownie paliły się. Co prawda jedynie Magda wie jakim tempem jechałam (co pewnie wiele tłumaczy), co nie zmienia faktu, że droga ta jest jedną z najbardziej zdradliwych. W każdym razie to taki „skrót” jeśli ktoś jedzie np. z Flåm.
SEZONY
Ja miałam okazję tą drogę przejechać kilkakrotnie i za każdym razem prezentowała się zupełnie inaczej. Pierwszy raz w zieleniach i żółciach wypalonej trawy i mchu. Następnym razem (w maju) widziałam tam 3 metrowe zaspy śniegu. To było dość surrealistyczne, jakoże wszelkie poprzednie ‚zimy’ w Polsce śniegu przynosiły bardzo mało. Tyle bieli co wtedy tam nie widziałam już dawno (no dobra, teraz się nie liczy, bo mieszkam sobie za kołem podbiegunowym, ale na tamten moment był to duży szok). Tak dla zabawy, a i trochę też żebyście sami zobaczyli, wyszukałam podobne kadry z tych samych miejsc, ale o różnych porach roku i w różnych warunkach pogodowych. Polecam porównanie okiem.
PUNKTY WIDOKOWE
Punktów widokowych na 108 kilometrach jest cała masa. Jednakże najsłynniejszymi punktami widokowymi Sognefjellet to Nedre Oscarshaug mieszczący się koło Turtagrø, mający widok na serpentyny schodzące do Fortun oraz wystające wierzchołki Hurrungane (zdjęcia poniżej). Kolejnym jest Mefjellet, albo jako wersja dla leniwych — Storevasskrysset. Jest to właściwie środek plateau, z widokiem na najlepszy odcinek drogi (patrz zdjęcie tytułowe) oraz z widokiem na lodowiec Fanaråken. Jest jeszcze Vegaskjelet z widokiem na poboczne góry — Skarsnebb i Steinetind — przy najwyższym norweskim szczycie Galdhøpiggen. Jego samego nie widać, ale za górkami jest. Oczywiście można też podziwiać widoczki na doliny. Ja tam się bardzo wzruszam jak sobie patrzę teraz na te wszystkie zdjęcia i przypominam zapach powietrza, szum wiatru i to jaka piękna i zróżnicowana jest ta moja kochana Norwegia.
Co właściwie można napisać o drodze?
No właśnie. O drodze się nie pisze. Drogę trzeba przejechać, przeżyć, zrobić zdjęcia, mieć przygody. Nie dla każdego roadtrip jest dobrą opcją. Czasem siedzenie w samochodzie kilka godzin z przystankami na zdjęcia to czasem zbyt przytłaczające uczucie. Jednak warto poświęcić te godziny siedzenia na pupie w aucie by tę drogę zobaczyć.
Ale nie zakładajcie na żadną z dróg scenicznych w Norwegii czasu. Jedźcie i czasu nie liczcie. Bo inaczej ciężko będzie się tą drogą cieszyć. Ah, załóżcie też z góry, że wielokrotne przystanki to właściwie będzie must.
NOCLEGI
Najlepszym sposobem na noclegi w Norwegii to kemping. Jednakże na plateau Sognefjellet nie ma wyznaczonych kempingów. Nie mniej jednak kampery i namioty porozstawiane po okolicy znajdziecie tam o każdej porze roku. Czy to w okolicach Sognefjellshytty, Krossbu czy Turtagrø. Te trzy miejsca nawiasem mówiąc są jedynymi zadaszonymi bazami noclegowymi na tym odcinku drogi. Bardzo fajnie wyglądające kempingi znajdują się w okolicach Fortun. Spokojnie też od strony Lom można znaleźć jakieś noclegowe perełki.
INNE ATRAKCJE
Jak wielu i niewielu wie, w Lom znajduje się bardzo piękny kościółek klepkowy (no. stavkirke). Naprawdę jest urodziwy, ja nie jestem jakimś szalonym fanem tych kościółków, ale uważam, że ten w Lom jest naprawdę super. Jako inną atrakcję na drogę można wziąć fakt, że owa droga pokonywana jest przez wielu na rowerach. I wtedy poleca się jechać właśnie z Lom, z faktu, że przewyższenie idzie trochę wolniej do góry. W śnieżnych miesiącach nie brak tu turystów szukających tras na narty czy snowboard, latem zarówno wędrowcy, jak i wspinacze znajdą tu dla siebie raj. Nawet nie wymieniam szlaków, bo jest ich tu za dużo.
STACJE PALIW
Jak nie ciężko się domyślić, na trasie nie znajdziemy stacji paliw. Stację paliw znajdziemy w Lom, kolejną zaś ponad 100 kilometrów dalej, koło Solvorn. Może zmieni się coś w tej kwestii na przełomie owych lat, jednakże nie liczyłabym specjalnie na to. To wciąż Norwegia, dzikość serca, dzikość drogi. Jeśli ktoś rozważa 4×4 na tą trasę to dodam, że nie jest to potrzebne, jednak tak jak wspomniałam wcześniej, odcinek z Fortun do Turtagrø jest dość ostrym podjazdem tudzież zjazdem. Nawet jeśli wybierzemy skrót do Øvre Årdal. Na Sognefjellet pokonujemy przecież wysokość z 0 do prawie 1500 metrów!


punkt widokowy Vegaskjelet


widok na Hurrungane, Sognefjellet

Magdalena, mój najwierniejszy partner roadtripowy

widok na lodowce Jotunheimen

Turtagrø

Sognefjellet, z dziennika szalonego kierowcy
Na koniec dodam mój ulubiony smaczek z drogi.
Jak to bywa na wąskich drogach, pierwszy w rządku wyznacza tempo. Niestety na drogę wjeżdża dużo turystów, którzy totalnie nie mają doświadczenia w jeździe po górskich drogach i jadą tempem 5km/h. True story. Ale jak to też jest z wąskimi drogami istnieją zatoczki i jak nie jesteś pewny swojego tempa (albo jesteś pewny i wiesz, że się wleczesz) to zjeżdżasz do zatoczki i dajesz szansę reszcie cię wyprzedzić. I reszta jest uradowana, i ty się nie stresujesz, że ciągnie się za tobą wianek poddenerwowanych kierowców. Jak ktoś ci mignie światłem to już bardzo klarowna oznaka, że prosi lub ostrzega, że będzie lub chce wyprzedzić.
Ale otóż niektórzy turyści mają inny plan. Wolą wlec się ślimaczym tempem, zignorować wszelkie błyski długimi, zignorować wszelkie zatoczki, na których by mogli się zatrzymać. True story.
Simba level hard
To właśnie się zdarzyło mi i Magdzie. I to oj, nie raz. Ale jeden wypadek był wyjątkowy. Pierw troszkę się śmiałyśmy, bo przypominało nam norweską Simbę, zainspirowaną omańską Simbą. Szybka retrospekcja: w Omanie spotkaliśmy wielki masywny kamper, właściwie wojskową ciężarówkę przerobioną na kamper o nazwie Simba. Simba ogólnie jechała przez całą Afrykę. Bardzo podobnie wyglądające auto zobaczyłyśmy na Snow Road. A że się bardzo śpieszyłyśmy to byłyśmy w dość dużej presji by jednak to auto wyprzedzić. Jechało wolno, ale powiedzmy, że jeszcze do wytrzymania. Ale też — ustalmy — nie chcesz się wlec za wielgachnym kamperem na scenicznej drodze. Simbę udało się wyprzedzić. I to kilka razy, bowiem też nie mogłyśmy się powstrzymać by nie zatrzymać się na zdjęcia. Ale tak, był to taki wyścig z czasem.
Szybko, bo Simba jedzie!
Na Sognefjellet spotkałyśmy kolejną Simbę. Ale level hard edition. Do Simby nie była podobna, ale autentycznie to auto jechało ekstremalnie wolno, zignorowało jakiekolwiek znaki i prośby o wyprzedzenie (w pewnym momencie już agresywne). Był już wieczór, i tak wiedziałyśmy, że zajedziemy w nocy, droga jeszcze długa, a to auto po prostu omijało szerokim łukiem każdą możliwą zatoczkę, w której mogłoby się zatrzymać i nas przepuścić. Nas i kilka aut za nami. Co więcej jechało środkiem drogi, więc nawet na szerszych odcinkach nie było szans. I tak przez bite co najmniej pół godziny. W pewnym momencie przestało to być śmieszne.
Jaki z tego wniosek? Nie mogłam podziwiać drogi na tym odcinku.