Lato upłynęło dla mnie pod hasłem roweru. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie jeździłam już miesiąc i czuję, że zniknęło z mojej codzienności coś bardzo ważnego. Zatęskniłam.
Dobra, moje ostatnie niejeżdżenie rowerowe jest skutkiem małego choróbska. To wcale nie jest tak, że mi się nie chce – żeby to było jasne. Choć swoją drogą pogoda obecna ani nie zachęca, ani nie wspomaga rowerzystów. Jak sobie pomyślę, że zaraz wysmaga mi moje ledwo doleczone zatoki – ten zimny, wilgotny wiatr – to przysięgam, że mam ochotę wziąć koc, zawinąć się w burrito i tak zostać. Więc może jednak mi się trochę nie chce…
Tak czy siak, myślą rowerową powróciłam do letnich wspominków. Mam u siebie taką uwielbioną przeze mnie trasę z widokiem na pobliską górkę – Ślężę. Jak jest ciepło, słońce lekko grzeje, ciepły wiaterek, ptaszki, motylki, kwiatuszki – taka sielanka – to aż chce się człowiekowi pedałować. Szczególnie w tamte rejony. Jak się człowiek tak czasem rozejrzy, to nawet okolica domostwa potrafi być niesamowicie piękna. Ja 3 kilometry od domu mam swoją sielankę.


