Cóż można rzec o plaży? O wioseczce rybackiej? Że ładna? Że można się przejść. Można też się wdrapać na góreczkę, z której roztacza się całkiem ładny widok.
Jak tylko wpisałam w wyszukiwarce Google zapytanie o najlepsze plaże, albo w ogóle o jakiekolwiek plaże w Omanie, Qantab wyświetliło mi się jako jedna z topowych propozycji. Czy faktycznie tak jest?
Rozwiejmy kilka mitów dotyczących tego nieznanego kraju, które wprawiają wujka Google w zakłopotanie, bowiem informacje w wyszukiwarce nie zawsze pokrywają się z faktami rzeczywistymi. Nawet mapy są nieaktualne – na tyle, że do pewnych hotelów nawet nie ma dojazdu – a w rzeczywistości jest. Google, ogarnij się z tym Omanem.
* * *
Po pierwsze Qantab jest średnio odpowiednią plażą na typowy plażing. Także nie rozważałabym w ogóle tego miejsca, jako plażę, a jako wioskę rybacką, atrakcję innego typu. Choć przyznaję – kolor wody kusi i nęci, jest piękny, turkusowy, przejrzysty, i woła do kąpieli.
Samo miasteczko i jego plaże na to się nie nadają, lecz w pobliżu mamy kilka dzikich zatoczek, ale dostępnych jedynie z łódki. Można zaaranżować pływanie łódką, wystarczy popytać lokalnych rybaków i właścicieli łódek, czasem nawet sami proponują (nie jest to jednak takie nachalne jak w innych krajach). Taki rejsik małą łódeczką po zatoczkach nie należy do najtańszych – nie orientowałam się aż tak w temacie, ale słyszałam o 15-25 rialach od osoby za 1 do 3 godzin.
Plus jednak jest taki, że istnieje spora szansa na spotkanie delfinów podczas takiego rejsu, tym bardziej, jeśli poprosicie waszego kapitana o ukierunkowanie rejsu na obserwacje tych ssaków.


Poza opcją z łódką i zatoczkami mamy jeszcze opcję pod tytułem: prywatna plaża w ekskluzywnym hotelu. Większość zdjęć, jaką widać pod hasłem „Qantab” u wujka Google to zdjęcia z pobliskiego hotelu Shangri La. Aby tam się dostać wystarczy nie skręcać na miasteczko z głównej drogi, a pojechać kawałek dalej, na kolejnym rondzie jadąc z Maskatu skręcić w lewo. Ogólnie rejon ten słynie z plaż, plażyczek, wioseczek.
PLAŻE I ZATOCZKI POD MASKATEM
Idąc po kolei od słynnej dzielnicy Mutrah w Maskacie mamy: Sidab – z mariną, z prywatnymi plażami, wstęp na nie kosztuje około 3 riale, potem mamy tytułowe Qantab – bardziej rybackie, obok wspomniane ekskluzywne Shangri La z zatoczkami, barem, plażą do plażingu, centrum nurkowania i innymi bajerami, kawałek dalej jest Yiti cieszące się niezwykłą popularnością wśród Omańczyków, podczas weekendu plaża wypełniona jest namiotami i autami – jest długa, szeroka i piaszczysta, dlatego też cieszy się naprawdę sporym zainteresowaniem. Lekko zbaczając z „głównej” drogi dotrzemy też na cudowne Bandar Khiran, o którym będzie osobny wpis – oraz na samym końcu – kilka plaż w Sifah. Choć to już nie tak bliziutko.
Ja sobie te wszystkie miejsca zaliczam do zatok Maskatu. Są bardzo blisko stolicy, niektórzy nawet mówią, że to jak dzielnice miasta (co w przypadku Sidab jest akurat prawdą), zaś droga, która do nich wiedzie jest naprawdę magicznie malownicza, chyba nawet nie skłamię, jeśli napiszę, że to jedna z moich ulubionych w Omanie.
CO Z TYM QANTAB?



Jedno z nielicznych selfie, z Dominiką i Alawizzem
Pierwsze już wiecie – że plażingu pełną gębą tu nie zaznacie zbyt wiele. Choć oczywiście – można, ale – pamiętajcie o odpowiednim ubiorze. I o tym, że będziecie jednymi z nielicznych, jak nie jedynymi, którzy takowy plażing tu czynią.
Po drugie – zabroniony jest tu kemping. Wjeżdżając do miasteczka nie sposób nie dostrzec znaków zakazów na rozstawianie namiotów.
Po trzecie, czwarte i piąte. Samo Qantab ma jakby dwie plaże – jedna zastawiona jest łódkami, druga bardziej dzika i dość płytka, mocno kamienista. Oddzielone są od siebie maleńką górką, z której roztacza się naprawdę ładny widok na miasteczko, zatokę oraz obie plaże. To właśnie po zdjęcie z tej górki wszyscy turyści tutaj przyjeżdżają. Muszę przyznać, że atutem jest to, iż niezależnie od pory dnia i światła widoczek ten prezentuje się naprawdę ładnie. Takie rzeczy nie zdarzają się często!
Jedna z lepszych rzeczy, dotyczących samego dojazdu to widok, jaki nam się wyłania nagle zza górki. Miasteczko jest naprawdę niesamowicie malowniczo położone. Surowe góry z tyłu, wyszczerbione tak dziko! Cudo. I pewna jednolitość architektury w całym Omanie. To naprawdę robi robotę.
Z ciekawostek: wiecie, że w Omanie zabronione jest malowanie domów na zielono? Najpoważniej na świecie.

Ktoś, kiedyś sprzedał mi również plotkę, że odbywa się tu targ rybny. Ale na takiej plotce się skończyło. Bo nie wiem ani kiedy, ani dokładnie, w którym miejscu. Przekazuję jednak zalążek tej informacji, bo może komuś poszczęści się bardziej i dowie się, co i jak. Niemniej jednak będąc na plaży, łażąc między łódkami, kotami i martwymi rybami niejednokrotnie zostaniemy zapytani przez napotkanych rybaków, czy przypadkiem nie chcemy kupić rybki.
Ryby łowi tu każdy. Serio. Nawet tacy bez łódek. Widziałam rybaków na styropianie. True story.
Morał z tego taki, że dla chcącego nic trudnego, a do Qantab warto się wybrać, bo i blisko Maskatu, i nie pożałujecie, bo widoczki ładne. Nie będzie to miejsce waszego życia, które nagle odmieni wasze losy (a może?), ale myślę, że będą Państwo zadowoleni z moczenia stóp w morzu, z sapania podczas wchodzenia na kopczyk z widokiem i z przewiania wiatrem na owym kopczyku.


Powyżej i poniżej: plaża w pobliskim Yiti
