MENU
Lifestyle

2018, czyli Rok Turkusowej Wody

Nadszedł nowy rok. Nastał ten czas, czyli czas podsumowań oraz noworocznych planów oraz postanowień. Czas i na moje podsumowanie 2018 roku.

W 2018 roku mimo, że podróżowałam w zasadzie nie tak dużo, to większość czasu spędziłam poza Polską.

Rok rozpoczęłam bardzo gładko, właściwie prześlizgnął się dla mnie z nową cyferką niemal niezauważalnie. Byłam wtedy w Omanie. To właśnie tam, na Bliskim Wschodzie spędziłam pierwsze kilka miesięcy. Dopiero w maju na chwilę wróciłam do Polski. Zagościłam przejazdem w Beskidach, tylko po to, by chwilę później wyjechać do Norwegii na kolejne miesiące. I jak 2 września przyjechałam do Wrocławia, tak kolejnego dnia jechałam już do Warszawy by 4 września wsiąść w samolot i polecieć do Kanady. Wrzesień spędziłam w Kanadzie zaznając wszystkich pór roku i kilku dramatów, łącznie z kradzieżą, stłuczką i opóźnieniami lotów. Resztę jesiennych i zimowych miesięcy spędziłam spokojnie, już w Polsce, z krótkim wypadem do Londynu.

Tak w skrócie — podróżniczo — wyglądał ten rok.

OMAN

Ta przygoda rozpoczęła się dla mnie już w 2017 roku. Oman to chyba jedno z moich największych zaskoczeń podróżniczych, nie sądziłam, że ten kraj jest tak piękny i oferuje tak wiele. Będąc tam chwilę dłużej miałam okazję przeżyć i zobaczyć bardzo wiele.

zobacz więcej…

Athabasca Falls, Icefields Parkway, Kanada

KANADA

O wizycie w Kanadzie marzyłam od dawna i w urodziny stwierdziłam, że czas aby spełnić to marzenie — takim sposobem kupiłam bilety. Doświadczyłam tych kanadyjskich dzikich krajobrazów, niekończących się lasów, rzek, jezior i przestrzeni.

zobacz więcej…

NORWEGIA

Na lato znowu zawitałam do Norwegii, choć tym razem w inny rejon, bo do Sogn og Fjordane. Ponownie miałam niezwykłe szczęście odkrywać ten niesamowity kraj. Nie zabrakło wycieczek w góry, rejsów po fiordzie i radości z przebywania w naturze.

zobacz więcej…

W tym roku na blogu zrobiło się trochę monotematycznie. Pojawiały się bowiem wpisy głównie z trzech krajów, które odwiedziłam.

Sumienne podsumowanie 2018 roku — roku, który należy już do przeszłości — nie jest łatwe. Bo łatwo jest wyliczać sukcesy, ale trochę ciężej przyznawać się do porażek i rzeczy, które najnormalniej w świecie nie wyszły. O ile rok ten był dla mnie spokojny, dość pracowity, udało mi się ziścić nieco marzeń, to nie obyło się też bez rozczarowań.

Stoję sobie nad Lake Moraine, fot. Kacper Obrzut

Nie osiągnęłam w sumie niczego spektakularnego, nie dopięłam też swoich najgłębszych postanowień noworocznych. Ten rok był pisany mozolną zmianą. Czasem brakowało mi takiego szybkiego i mocnego zwrotu zdarzeń. Sumienna, regularna praca — tak wyglądał dla mnie ten rok właściwie w każdej sferze. Niestety w niektórych dziedzinach życia zabrakło mi tej regularności i sumienności, co też odbiło się niekorzystnym efektem. I tak się zadziało — dla przykładu — w sferze zdrowia. Wiele rzeczy odkładałam na później, po czym zapominałam o nich totalnie. Wciąż czuję, że zalega w mojej przestrzeni masa niepotrzebnych rzeczy, czy niezałatwionych spraw, choćby najmniejszych. Ponoć dla swobody ducha i czystości umysłu należy porządkować wszystko — zarówno sprawy, jak i przestrzeń. Tego mi również zabrakło, wszystko działo się na walizkach i często po łebkach.

Jednak sumując wszystko, w ostatecznym rozrachunku porażek i sukcesów, uważam jednak, że rok ten był pozytywny. Bowiem ponoć te wielkie zmiany wchodzą tylnymi drzwiami i robią małe kroki…

8

KRAJÓW

Dłużej zawitałam w Omanie, Kanadzie, Norwegii i Wielkiej Brytanii. Przelotem zaś byłam w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Belgii, Francji i Holandii. Choć muszę przyznać, że nie miałam szczęścia do przesiadek lotniczych ostatnio, i ogólnie do lotów. Zaliczyłam opóźnienia, zgubiony bagaż, dodatkowe połączenia i spore turbulencje (personel chodził na czworakach).

271

DNI

Tyle dni, czyli właściwie 3/4 roku spędziłam poza domem, czyli poza rodzinnym Wrocławiem. Ciężko rzec, że były to dni spędzone w podróży, bo większość z nich jednak była przepracowana, a zaledwie jakieś 20-30% z tych dni było dniami spędzonymi na podróżowaniu.

5

MARZEŃ

Tyle pozycji z Listy Marzeń udało mi się skreślić. Zobaczyłam żółwie na plaży, zwiedziłam Londyn, popływałam canoe po kanadyjskim jeziorze, połaziłam tam też po górach i spałam na dzikiej plaży pod gołym niebem. Jednak trzy razy tyle przybyło do Listy Zdarzeń! Kolejny rok mi pokazuje, że nie zawsze te marzenia, o których śnimy od dawna są najlepsze, i że to często właśnie rzeczy niezaplanowane, kiedy nie mamy oczekiwań, są dużo bardziej magiczne.

51

POSTÓW

Pod tym względem pobiłam samą siebie ze wszystkich lat. Jeszcze żaden rok nie był dla mnie tak pracowity w przypadku bloga jak ten. W grudniu osiągnęłam swój rekord w ilości postów przypadających na jeden miesiąc. Choć muszę też przyznać, że lato było wybitnie leniwe pod tym względem.

Obejrzałam w tym roku też masę filmów i seriali — niestety dużo więcej ich było niż przeczytanych książek, z czego nie jestem specjalnie dumna. Jednak jestem dumna z tego, że sumiennie wzięłam się za naukę języka norweskiego, a co więcej, rozpoczęłam też hiszpański i włoski. O ile na norweski zapisałam się na kurs, tak z hiszpańskiego i włoskiego powoli doszkalam się sama.

Zmontowałam zaledwie jeden krótki filmik, co jest absolutnie rekordem jak na mnie. Zawsze było ich dużo. Dużo za dużo, przez co przez ostatnie lata dość mocno cierpiałam, bowiem czułam się już wypruta z pomysłów montażowych i filmowych. Zafundowałam sobie zatem taki video-detoks, co uważam, że sprawdziło się idealnie, ponieważ ostatnio wzbiera we mnie wielka chęć na zrobienie jakiegokolwiek filmiku. Najnormalniej w świecie zaczyna mi tego brakować.

No i dron! W tym roku dorobiłam się własnego drona (DJI Mavic Air), latam — ponoć driftuje — jeszcze niezbyt z wielkim doświadczeniem, a historie o tym, że dron wybrał wolność nie pomagają.

Dorobiłam się też kolejnego tatuażu, przełamałam się fotografii podwodnej, w Kanadzie skradziono mi portfel z dokumentami, przeżyłam mocne turbulencje, wlazłam na trzytysięcznik w Omanie, straciłam moje buty trekkingowe, widziałam najwyższą ścianę w Europie, pływałam w rajskich wadis, fotografowałam kozy, ptaki i wielbłądy, spotykałam skorpiony, niedźwiedzie, kojoty, jelenie, oryksy, gekony, łosie i wiele innych dzikich zwierząt, miałam stłuczkę w Kanadzie, ale też przejeździłam setki kilometrów po offroadzie, górach, pustyniach i plażach. Przeżyłam zimę latem i lato zimą (serio).

Było inaczej niż zawsze.

Było naprawdę dobrze.

Widok z Prestu na Aurlandsfjord

NAJPIĘKNIEJSZE MIEJSCA, KTÓRE ODWIEDZIŁAM W 2018 ROKU

Robiąc podsumowanie 2018 roku tym razem, stwierdziłam, że pójdę bardziej w wyliczenia jednak. Również w wypadku najpiękniejszych miejsc i doświadczeń.

1. OMAŃSKIE TRADYCJE I GOŚCINNOŚĆ

Długo się w sumie zastanawiałam nad tym, i nie tyle, co miejsca, a wydarzenia w danych miejscach, takie jak Kozi Targ, Houl Houl, wyścigi wielbłądów i wiele innych sytuacji, w których miałam okazję doświadczyć omańskiej kultury, tradycji i gościnności ludzi to chyba największy highlight tego roku dla mnie. Muszę też nieskromnie przyznać, że zdjęcia jakie wtedy zrobiłam, to są dla mnie też jednymi z lepszych reportaży, jakie udało mi się zrobić (w całym moim życiu).

2. ZACHÓD NA PREŚCIE

Chodzi ogólnie o zachód w norweskich górach, kiedy świeci słońce, widać fiord i szczyty górskie. To coś naprawdę niesamowitego. Mi było dane przeżyć ten zachód na Preście (gdzie bardzo polecam) i odrobinę go uszczknąć w drodze na oraz z Trollveggen. Oba były niesamowite, a Ściana Trolli była wręcz spektakularna sama w sobie.

3. ŚCIANA TROLLI

No właśnie. Sama w sobie — ta ściana jest niezwykle spektakularna. Jak nie mam lęku wysokości jakoś specjalnie, tak tutaj — uwierzcie mi, galoty pełne, naprawdę bałam się podejść do krawędzi. Błędnik i wszystkie zmysły tutaj wymiękają, jest to niezwykle mroczne i magiczne miejsce.

4. OMAŃSKIE WADIS

Nie widziałam czegoś takiego nigdzie. To jest zwieńczenie wizji raju i oazy w jednym. Baseny z turkusową wodą, poukrywane w omańskich górach, w wąwozach i kanionach, przybierając przy tym najróżniejsze fikuśne formy, porośnięte dookoła rajską roślinnością to najpiękniejsze miejsca w jakich było mi dane pływać do tej pory.

5. JOFFRE LAKES

W Kanadzie było niesamowicie dużo takich miejsc z turkusowymi i szmaragodwymi jeziorkami, ale Joffre Lakes urzekły mnie szczególnie. Może dlatego, że lasy dookoła miały charakter deszczowych lasów północnych, że było widać też lodowiec, że trzeba było tam dojść kawałek, no i jeszcze ta niesamowita zanurzona kłoda. Naprawdę piękne miejsce.

Plaża w Ras Madrakah

6. WYBRZEŻA OMANU

Właściwie chodzi o całe wybrzeża Omanu. To, które zrobiło na mnie największe wrażenie to te ciągnące się od Al Khaluf do Ras Madrakah, przez Sugar Dunes. To były najpiękniejsze ciepłe plaże jakie widziałam, coś niesamowitego. Ale nawet wybrzeża dookoła Maskatu, czy w rejonie Ras Al Jinz, gdzie widziałam żółwie, były również niezwykłe! I jeszcze ten świecący plankton! Oman to teatr magii natury.

7. WIELKI KANION BLISKIEGO WSCHODU

Wielki Kanion Bliskiego Wschodu, czyli Jabal Shams, Góra Słońca, to coś niesamowitego. Nie widziałam słynnego Grand Canyonu w Ameryce (jeszcze), ale wszystkie głosy mówiły, że budową przypomina on właśnie ten słynny kanion. Mało kto się spodziewa, że taka perełka kryje się na Półwyspie Arabskim.

8. NÆRØYFJORD

Nærøyfjordem miałam okazję się przepłynąć wiele razy i za każdym razem karmił mnie nieziemskimi widokami, za każdym razem innymi! To co mówią, jest prawdą, ten fiord jest naprawdę cudowny i jak najbardziej należy mu się plakietka od UNESCO.

Nærøyfjord, fiord wpisany na listę dziedzictwa UNESCO

9. KANANASKIS COUNTRY

Góry Skaliste w okolicach Canmore są naprawdę cudowne! Jazda przez nie i przelot nad nimi to było jedno z fajniejszych kanadyjskich doświadczeń. Można było tam poczuć skalę dzikiej przyrody oraz zobaczyć jak ręka ludzka ją przemienia pod siebie. Strasznie żałuję, że ostatecznie nie udało się z trekkingami w tej okolicy — jednak nie zniechęcam się i wierzę, że kiedyś jeszcze się uda.

10. LAKE MORAINE

Myślę, że gdyby nie fakt, że masa tutaj turystów zawitała tutaj, a potem złapała nas mała burza na jeziorze to bardzo bym się polubiła z Lake Moraine. Możliwe nawet, że nasz romans mógłby trwać dłużej. Jest to niezwykle fotogeniczne miejsce, co niestety zostało odkryte również przez setki tysięcy innych ludzi i fotografów.

Pięknych miejsc było dla mnie naprawdę wiele w tym roku. Muszę przyznać, że ten rok naprawdę pobił rekord w tej kwestii. Często te piękne miejsca znajdywałam również tam, gdzie ich prawie wcale się nie spodziewałam. Wymienić je wszystkie to by graniczyło o cud.

Był to też dobry rok dla bloga. Widzę jak powoli długotrwała, regularna praca nad nim zaczyna dawać jakieś efekty — tak wiem, że jest cała masa osób, które robią to milion razy szybciej i efektowniej, ja robię to w swoim tempie. Najchętniej czytanymi w tym roku postami były te fotograficzne, o mojej fotograficznej drodze, o tym jak robić lepsze zdjęcia, o Sigmie 35 mm, a także te poradnikowe związane z Omanem.

WZROST WSZYSTKIEGO

To rok, kiedy pojawiło się tu najwięcej postów, rok w którym najwięcej dni byłam poza domem. Rok, kiedy naprawdę wszystko miało tendencję wzrostowe. Nie są to takie spektakularne wzrosty jak u niektórych, lecz wciąż cieszą. I to bardzo. W ostatnich miesiącach ilość odwiedzających blog wzrosła niemal dwukrotnie, w końcu udało mi się ogarnąć czym jest magia SEO. Na wszystkich kanałach społecznościowych również Was przybyło, z czego się bardzo cieszę i mam nadzieję, że to będzie trwać.

URODZINY BLOGA

Blog ma już swoje lata. W 2018 roku obchodził swoje 3 urodziny, o czym kompletnie zapomniałam! Pewnie wiele osób w tym samym czasie osiąga dużo bardziej spektakularne sukcesy, jednak dla mnie już samo prowadzenie bloga przez taki czas jest trochę takim moim własnym „spektakularnym” sukcesem. Teraz mam trochę tak, że smutno by mi było, gdyby go nie było — i zobaczyłam jak wiele się nauczyłam, doświadczyłam i ile nowych inspirujących ludzi o podobnych pasjach poznałam dzięki niemu.

NOWOŚCI

Na blogu pojawiło się ostatnio dużo nowości. Choćby nowe układy postów, nowe ikony (na które właśnie patrzycie i od których nieco już się uzależniłam, hah). Zaczęłam urozmaicać wygląd postów, jak i ich tematykę. Zaczęły się pojawiać też wpisy praktyczne! Jestem szczególnie dumna z tego, że rozpoczęłam wpisy dotyczące fotografii. Czuję też, że mogę być równie dumna z tego, że zbudowałam w blogosferze naprawdę sporą bazę wiedzy o Omanie.

Droga na Trollveggen

JAKIE CELE NA PRZYSZŁOŚĆ?

ZADBAĆ O SIEBIE

Jakie są moje największe postanowienia na ten rok? Zadbać o siebie zdrowotnie. Niestety pęd i podróże odbiły się zaniedbaniem, a właściwie zaniedbaniami zdrowotnymi. Czas popracować nad wszystkim — głową, duchem i ciałem. Chyba zawsze jest sposób by sobie dać z tym wszystkim radę, nie? Silna wola, motywacja i małe kroki chciałabym by były moją mantrą.

WIĘCEJ BYĆ NA DWORZE

Chcę więcej czasu spędzać na powietrzu, w outdoorze, naturze, górach, niż przed biurkiem. Myślę, że może mi się to nawet całkiem udać, biorąc pod uwagę, że niedługo będą mnie otaczać góry i fiordy. Jedynym czynnikiem pozostanie dla mnie moja motywacja i silna wola.

DOSKONALIĆ I ROZWIJAĆ

Chciałabym aby udało mi się ogarnąć język norweski na jakimś przyzwoitym poziomie, przynajmniej B2. To samo tyczy się innych języków, za które się wzięłam (choć czuję też potrzebę odświeżenia niemieckiego). Chciałabym brać aktywnie udział w konkursach i różnych inicjatywach, a nie tylko być biernym obserwatorem.

Zachód słońca na Preście, Magda

SPOJLERY NA 2019

Już teraz mogę Wam zdradzić, że 2019 rok też w sumie rozpocznę od realizacji marzeń.

Już niebawem wyruszam na Lofoty i Senję, czyli — jakby nie było — do Laponii. Tym samym zrealizuję jedno z moich odwiecznych największych marzeń, z dużą szansą na realizację nawet i kilku więcej, o ile szczęście dopisze. Zatem trzymajcie kciuki! Choć już teraz wiem, że skisnę tam ze szczęścia, bowiem będę tam w swoje 28. urodziny! Kto mnie zna, ten wie, ile znaczy dla mnie marzenie o zobaczeniu Lofotów (to było w ogóle jedno z moich pierwszych marzeń podróżniczych).

W ostatnich dniach lutego mam też w planie przenieść się do Norwegii, do rejonu Sogn og Fjordane na kolejne miesiące i tam spędzić czas, przynajmniej do października. Swoją drogą, jak ktoś będzie we Flåm to niech da znać, zbijemy piątkę! Zatem ten rok też nie będzie wybitnie rozjeżdżony po świecie, jednak mam nadzieję, że będzie bardzo górski!

I właśnie z tej okazji mam też kolejny spojler, ogłoszenie parafialne. Pamięta ktoś fakt, że we wrześniu straciłam moje wysłużone buty trekkingowe w Kanadzie? To chciałabym ogłosić, że w tym roku patronem moich górskich wycieczek będzie firma Meindl Polska, która będzie wspierać mnie sprzętowo. Jeszcze przed świętami otrzymałam paczkę z przepięknymi butami (naprawdę, co jak co, ale buty Meindl są naprawdę piękne). Miałam je dopiero raz na nogach i już wiem, że będzie to super wygodny rok dla moich wielkich stóp.

Zatem jak widzicie, nie mogę się doczekać, aż ten 2019 rok się rozkręci!

PS Nie uwierzycie ile można mieć radości i śmieszków przy robieniu zdjęć z butami.

Patronat naszych Lofotów, Meindl Polska

ROK TURKUSOWEJ WODY

Każdemu mijającemu roku nadaję jakąś własną nazwę. 2017 był Zaskakujący, zaś 2016 był Rokiem Zero. Ten rok jest dla mnie Rokiem Turkusowej Wody.

Siedziałam sobie już w Polsce, skrzętnie robiłam sobie swoje podsumowanie 2018 roku, aż dotarło do mnie, że jeszcze w żadnym innym minionym roku nie naoglądałam się tyle turkusowej wody, co w tym minionym. I to w miejscach kosmicznie różnych. Ten turkus właściwie spiął wszystko, wszystkie moje podróże, przez cały rok gdzieś tam majaczył mi w tle. Zaczęłam turkusami w Omanie, potem przerzuciłam się na turkusy norweskie, po to, by ujrzeć potem też te kanadyjskie. Nawet w Polsce miałam okazję zajechać nad Turkusowe Jeziorko w Wieściszowicach (choć turkusowe było bardziej z nazwy niż z efektów wizualnych).

Ja ten turkus uwielbiam, koi oczy i wywołuje niesamowitą chęć podziwiania.

Autor

Nazywam się Paulina. I robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Jestem zakochana w Północy. Uwielbiam być w drodze, ale czasem też fajnie się zatrzymać. Nawet na dłużej. I poznać, choć trochę wnikliwiej. Lubię podróżować intensywnie, a jednocześnie bez pośpiechu.