Pierwszy wpis w nowym roku powinien być wyjątkowy. Tak mi się przynajmniej wydaje. Czuję taką niewidzialną presję powinności rozpoczęcia kolejnej miary czasu w inspirujący sposób, stąd Norwegia, a dokładniej Oslo.
Zawsze sobie mówię, że najlepszy czas na zmianę, zrobienie czegoś o czym od dawna się marzy to teraz. Niezależnie czy jest to środa, niedziela, rano, wieczór. Nie mniej jednak rozumiem, że jakąś dodatkową motywację stanowi pierwszy dzień tygodnia, miesiąca czy roku. Sama mam często taki dzień, że to całe „teraz” przemienia się w „zaraz”. I tak potrafię lawirować przez tygodnie.
Najważniejsza jest prawdziwa chęć zmiany. Potem motywacja, odwaga i wiara w siebie. Jeśli czegoś nie robimy, nie zmieniamy, może po prostu tego nie chcemy wystarczająco? Warto się zastanowić czego się chce. Ale tak prawdziwie.

Nie słuchać wszędobylskich haseł „bądź fit”, „jedź do Tajlandii” itd. Może akurat jedyne czego się pragnie to jedzenie pizzy i wakacje na Mazurach? Ważne jest to, by się nie oszukiwać, i będąc na tych Mazurach z kawałkiem hawajskiej w dłoni, móc stwierdzić, że to jest to. Bo jeśli choć przez chwilę, w głębi serca poczujesz zew czegoś innego, jeśli choć przez sekundę przez ciebie przewinie się pragnienie zrobienia czegoś pozornie nieosiągalnego, to możliwe, że hawajska i Mazury nie są jednak tym, czego naprawdę pragniesz?
To naturalne chcieć więcej, chcieć nowego lub zmienić zdanie w dotychczasowych pragnieniach. Czasem coś wydaje się kuszące i świetnie się zapowiada, ale okazuje się klapą. Bywa i tak.



Etap strachu
Wiecie jak jeszcze bywa? Chcesz czegoś tak bardzo, że boisz się, i dlatego nawet nie starasz się o to. Boisz się, że to, czego chcesz, nie sprosta Twoim wyobrażeniom, że nie podołasz Ty sam, że coś lub ktoś Cię zrani. Boisz się, że trzeba porzucić obecną, znaną i bezpieczną sytuację na rzecz czegoś nowego i nieznanego. I ten strach paraliżuje jak żaden inny.
Ja sama zawsze mam taki moment przed ważną dla mnie sprawą, wyjazdem: dosłownie dzień, godzinę przed, myślę sobie:
Po co mi to wszystko, skoro mogę siedzieć w domu i oglądać filmy?! Bez sensu, nie jadę.
I trochę na przekór temu i samej sobie, jadę. Nigdy nie żałowałam, co więcej, nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
Do dziś pamiętam, że jako dziecko bałam się podróżować. Tak okropnie, panicznie. Zajadałam strach białą czekoladą. Kiedyś zjadałam całą tabliczkę by wymigać się od całonocnej podróży pociągiem do Przemyśla, a potem było mi niedobrze i rzygałam jak kot przez ostatnie chwile przed podróżą. Myślałam wtedy, wisząc nad muszlą klozetową, że nienawidzę podróżować. Los chyba lubi się z ironią.







Ten pierwszy raz
Norwegia, Oslo. Mój pierwszy wyjazd na własną rękę. Pierwszy autostop. Pierwsze skandynawskie doznanie piękna. Pierwszy couchsurfing. Pierwsze bilety za 4 złote. To był dobry wyjazd.
Pamiętam jak stresowałam się, że jeszcze nie mamy noclegów, że nie mamy pieniędzy, planu, nic. Ja nie miałam nawet kurtki. Miałam jakiś nieporęczny plecak, pożyczony śpiwór, nosiłam okulary, grzywkę, worki zamiast ubrań (to mi zostało do dziś), a moja pierwsza cyfrowa lustrzanka, Canon 40D, jeszcze żył. I Sigma 10-20 mm, też żyła. Kilka miesięcy później wypadła z plecaka na moją głowę i pękła, nie głowa, a obudowa Sigmy, ja mam twardy łeb.
Pierwsza niespodzianka jaka nas spotkała to lądowanie na Oslo Gardermoen, a nie na Sandefjord Torp. Nie wszyscy się cieszyli z tego faktu. Niektórzy biedni nieszczęśnicy mięli przesiadki, mgła nieco skomplikowała im życie. Dla nas oznaczało to szybsze dostanie się do centrum norweskiej stolicy. Nie czekałyśmy nawet 15 minut. Od razu złapałyśmy autostop. Dzień przed wylotem powrotnym, gdy wylądowałyśmy na peryferiach Oslo i szukałyśmy sposobu by dostać się do Sandefjord, dokładnie ten sam kierowca znów nas podwiózł. Jechał akurat tamtą drogą i powiedział, że od razu dostrzegł różową walizkę. To dla mnie jest wciąż jedna z najbardziej niesamowitych sytuacji autostopowych jakie miałam okazje doświadczyć.








Oslo w kwietniu?
Dla mnie olbrzymią niespodzianką była również pogoda. Początkowo: niesamowita mgła. Spowiła miasto na kilka dobrych dni i stworzyła niesamowity klimat. W portach wciąż pływały kry, ale było już względnie ciepło jak na kwietniową Skandynawię. W ostatni dzień pobytu zaś otrzymałyśmy przepiękne słońce. Kwiecień okazał się świetnym miesiącem na odwiedziny Oslo.
Ludzie. To zawsze jest niespodzianka podczas każdego wyjazdu. Zawsze niesamowicie będę pamiętać o gościnności jakie otrzymałyśmy. Będę pamiętać kochanego Dana, jego niesamowite pojazdy i cudnego psa. Ciekawego świata i pomysłowego Fredericka. Ufnego i pomocnego Mihajlo, który przygarnął nie tylko nas, ale i 3 inne polskie niewiasty w potrzebie. Sandra, Natalia i Marta w Oslo miały się tylko przesiadać, leciały gdzieś na południe. Przez mgły ich lot został odwołany i utknęły w norweskiej stolicy dłużej niż się spodziewały.







Przedostatnia niespodzianka jaką otrzymałam to momenty. Chwile, których się nie zapomina, takie jak ta z różową walizką i podwójnym autostopem.
Podjazd pod największą skocznię w Oslo i zastanie jedynie gęstej mgły.
Wbicie się „na Jana” do jakiegoś wysokiego budynku (hotelu) by obejrzeć panoramę miasta, a przy okazji, wizyta na basenie i w saunie.
No i tango. To był jeden z najbardziej romantycznych gestów jakie widziałam. Nawiązała się rozmowa o tańcu, o tango. Znajdowaliśmy się w porcie, dookoła mgła. Nagle Frederick stwierdził czemu by nie zatańczyć tu i teraz? Wyciągnął słuchawki, jedną wziął on, drugą Wera i zaczęli tańczyć. Ot tak. To było naprawdę piękne.





Oslo za 4 złote
I wisienka na torcie. Za wyjazd ten zapłaciłam prawie nic. Bilety kosztowały 4 zł. Mój życiowy rekord. Więcej dałam za opłatę rezerwacyjną niż za sam bilet. W każdym razie, za transport do i z Oslo wydałam łącznie 30 zł. Na miejscu korzystałyśmy z autostopu. Jedzenie kupowałyśmy w supermarketach, wybierałyśmy najtańsze produkty. Noclegi ogarnęłyśmy na couchsurfingu.
O ile w obecnym momencie już bym się na to nie pisała w takiej formie. To pytanie czy da się tak? Odpowiadam, da.


Zachęcam, zastanówcie się czego pragniecie. Spiszcie to, może własna lista 100 rzeczy do zrobienia nie byłaby taka zła? I zacznijcie działać! Niech chęci, motywacja, odwaga i wiara Was nie opuszczają! Ja już za kilka dni spełnię kolejny punkt z mojej!
A atrakcje w Oslo? Po prostu jedź, a atrakcje znajdą ciebie.

