Dotychczas o Omanie wiedziałam tyle, że istnieje. Że grając w państwa – miasta, gdy wypada literka „o”, jedyną szansą żeby dostać punkty za państwo jest wpisanie tam Omanu. Jest to jedyny kraj na świecie, którego nazwa się od tej litery.
Ale zaraz! Bo oficjalnie to jest właściwie Sułtanat Omanu. I co teraz?
* * *
Gdy powiedziałam mojej rodzinie i bliskim, że jadę do Omanu, ich naturalna reakcja miała wzór:
„Oman? Gdzie to? Tam nie jest niebezpiecznie? Nie boisz się? Po co Ty tam? Przecież tam nic nie ma”
I od razu po takich słowach człowiek czuł wsparcie. Zaczęłam więc robić to, co robię zawsze – szukać. Szukałam tego, co w tym Omanie będę mogła zobaczyć. Otworzyłam wyszukiwarkę, mapę online i zaczęłam stawiać gwiazdki, jedna po drugiej. Gwiazdki, dla niewtajemniczonych, to miejsca, które dodajesz do ulubionych, w jakiś sposób zapisujesz. Obecnie moja mapa Omanu wygląda jak jedna wielka gwiazdka. Nie przypuszczałam, że znajdę tyle pięknych miejsc do zobaczenia w tym kraju.
Co się okazało? Że Oman jak na pustynny kraj jest bardzo różnorodny.

Dowiedziałam się, że w Omanie są fiordy. W rejonie Musandam. Fiordami są, co prawda tylko z nazwy, nie z pochodzenia (przypominam, że fiord to zatoka polodowcowa), lecz wyglądają podobnie – w wersji pustynnej. Dowiedziałam się też, że linia brzegowa jest tu piękna i zróżnicowana – od kilkusetmetrowych klifów na południu do białych płaskich niekończących się plaży jak w Bar Al Hikman. Na niektórych z plaż – przy odrobinie szczęścia – można spotkać żółwie, aż 7 gatunków! W tym żółwia zielonego, uchodzącego za jeden z rzadkich, zagrożonych gatunków. Najsłynniejszym miejscem do obserwacji żółwi w Omanie jest Ras Al Jinz.
Można tu zobaczyć każdy rodzaj pustyni – bezkresy jasnych, płaskich przestrzeni, poprzez skaliste połacia Jiddat al-Harasis, aż po słynne pomarańczowe wydmy Wahiba Sands. A nawet ruchome piaski!
Natura jest tu niesamowita!

Plaże, pustynie – ale gdzie moje kochane góry? Co z nimi? I tu właśnie oczy zaświeciły mi się jak dwa płomyki, gdy przeczytałam, że to właśnie w Omanie można podziwiać tzw. Wielki Kanion Bliskiego Wschodu, Wadi Ghul. Jest to drugi najgłębszy (po Wielkim Kanionie Kolorado) na świecie kanion. Położony tuż przy najwyższym szczycie, mierzącym około 3000 m n.p.m. Dżabal Szams (ang. Jebel Shams), oznaczającym Górę Słońca.
Impressed?
To nie koniec kanionów i kamiennych atrakcji. Ponieważ tutejsze góry i pustynie są posiekane przez uedy, znane bardziej jako wadi – czyli mówiąc skrótowo i opisowo – doliny rzeczne. Niektóre wyschnięte, inne zalewane tylko okresowo w czasie obfitych opadów (potrafią wtedy zalać potężną falą całą okolicę!). Wadi to klucz do poznania Omanu, jest ich tu pełno, a każde jest inne – najsłynniejsze są Wadi Bani Khalid i Wadi Shab. Jest ich tu naprawdę niezliczona ilość, do słynniejszych można zaliczyć jeszcze wadi takie jak Wadi Al Arbeieen, Wadi Qurai, Wadi Tiwi, Wadi Dayqah Dam. Ciężko się zdecydować, bo są tu dziesiątki – jak nie setki – innych wadis.
A przy nich często systemy nawadniania – afaladże (ang. aflaj), niektóre z nich wpisane na listę UNESCO.
Formacji skalnych jest tu naprawdę nieskończenie wiele – są fantazyjne, różnorodne, a większość z nich jeszcze totalnie dzika. Zaczynając na słynnym leju krasowym Bimmah (ang. Bimmah Sinkhole), poprzez Wężowy Kanion (ang. Snake Canyon) czy Majlis al Jinn (czyli Jaskinia Dżinów), która jest jedną z największych na świecie komór jaskiniowych! Jest tak wielka, że w środku pomieści samolot (i nie tylko), skakali w niej base-jumperzy – i niestety z tego powodu zabroniony został do niej samowolny wstęp.
A jeszcze żeby tego było mało, Oman jest wyjątkowym miejscem ze względu na… meteoryty! Znaleziono tu całą masę kosmicznych kamyków.
Nawet różowa laguna jest!

Kiedy myślisz, że znalazłeś już wszystko, a nawet i więcej, to nagle okazuje się, że jest jeszcze coś takiego jak khareef, tutejszy letni monsun. Zamienia on rejon Salalah w oazę zieleni okalaną chmurami. Z tutejszą linią brzegową tworzą klimat niczym z parku jurajskiego.
Ponadto Salalah uchodzi za stolicę kadzidła.

Czuję się trochę jakbym odkryła Amerykę.
Jeszcze wiele tego omańskiego odkrywania przede mną, ale już czuję, że będzie ciekawie i ekscytująco – widzę tyle miejsc, możliwości, że obawiam się, że nie zdążę wszystkiego zobaczyć. Przyznajcie, że jak to czytacie to ogarnia Was zdumienie – mnie ogarniało, no bo kurczę – fiordy, kaniony, jaskinie (i to jedne z największych na świecie!), lej krasowy, meteoryty?! Jest w tym naprawdę spora dawka wyjątkowości, a mało o tych miejscach słyszano czy pisano. Oman nie jest popularny jako kierunek podróżniczy.
Czemu?
Ludzie się boją?
Akurat nie ma czego. Dobra, można się bać skorpionów lub węży, a i tak Oman w rankingach najbezpieczniejszych państw na świecie leży wyżej niż Polska, czy nawet Norwegia. Jest tu naprawdę spokojnie. Choć mam już w zanadrzu jedną dziwną historię, a w niej w roli głównej napalony 16 latek.
O tym kiedy indziej.
Nawet wspomniane skorpiony, których jest tu całkiem sporo, o ile ich jad jest bardzo bolesny (im mniejszy skorpion tym zazwyczaj jego jad jest silniejszy), to nie jest śmiertelny. Trzeba być czujnym, sprawdzać buty zanim włoży się do nich stopę, nie zostawiać toreb czy rzeczy na ziemi i nie łazić na boso. Skorpiony lubią poruszać się zazwyczaj wzdłuż ścian, po chropowatych powierzchniach potrafią się też wspinać – także miejcie to na uwadze. Czujność i wdrożenie kilku środków ostrożności, a nic złego nie powinno się stać.
Braki w infrastrukturze i brak transportu publicznego?
Faktycznie, aby poruszać się po kraju raczej niezbędny jest wypożyczony lub własny samochód terenowy z napędem 4×4. Aby zjechać z głównej drogi (a trzeba niestety dość często) niezbędna jest terenówka. Ponadto jeśli planujemy wypad w góry, na jakikolwiek jabal potrzeba auta, które dobrze się wspina i dobrze hamuje. Są tu specjalne pasy do hamowania awaryjnego – tak na wszelki wypadek, gdyby komuś zaczęły palić się hamulce. Nie nazwałabym tego brakiem w infrastrukturze.
Pociągów nie ma, zaś autobusy jeżdżą jedynie czasami i głównie pomiędzy dużymi miastami. Ale! Ceny paliwa są niskie. Kiedyś litr paliwa był tu tańszy niż litr wody! Możecie sobie to wyobrazić? Nawet teraz, gdy paliwo jest już droższe od wody, to wciąż czyni ten kraj jednym z najtańszych pod tym względem. Wypożyczalni aut jest całkiem sporo, trzeba mieć tylko na uwadze, że wypożyczane auta są w różnym stanie. Oman niestety też słynie z wypadków drogowych – na drodze trzeba być bardzo czujnym i uważnym. Abstrakcyjne, niespodziewane manewry innych kierowców są bardzo częste. Choć mawiają, że jest nieco lepiej niż kiedyś. Ale i tak trzeba być czujnym.

Jest drogo?
Trochę tak. Nie ma hosteli, są jedynie drogie hotele. Dlatego jeśli dopuszczamy opcje jedynie zawierającą w sobie noclegi w budynkach – niestety trzeba liczyć się raczej z dość wysokimi kosztami.
A w sklepach? Faktycznie niektóre ceny są bardzo wysokie. Drogie są artykuły chemiczne. Powiedzenie, że będę mieć na waciki nabiera tu nowego znaczenia, ponieważ np. płatki kosmetyczne do demakijażu kosztują 1 rial, czyli około 10 zł. Powiedziałabym, że ceny niektórych produktów są wyższe niż w Norwegii. Zszokowani? Najśmieszniejsze dla mnie jest to, że mleczko kokosowe w sklepie w Norwegii było prawie dwukrotnie tańsze niż tutaj. Za to świeżego kokosa do wypicia i zjedzenia można kupić w przydrożnym barze za 500 besa (pół riala, czyli 5 zł). Trochę paradoks.
Ale z tą drożyzną to znowu bez przesady – da się tu wszystko zrobić w miarę tanio, trzeba tylko wiedzieć jak. Polecam celować zawsze w lokalne produkty, sezonowe owoce np. granaty (Oman z nich słynie, a i są dużo pyszniejsze niż te dostępne w Europie), daktyle, owoce morza itd. Tańsze będzie też wszystko, co z eksportowane od niedalekich sąsiadów np. z Indii – ryż, przyprawy, itp. Zaś spać można absolutnie wszędzie na dziko – rozbijasz namiot i masz swoje lokum za darmo. Prawo nie zabrania campingu na dziko.
O, man!
Tu jest też zawsze gorąco. Prawie zawsze. Od marca do listopada za dnia temperatury sięgają powyżej 30 stopni (w nocy i w górach są niższe – szczególnie w górach potrafi być bardzo zimno). Latem za to jest ponoć jak w piekarniku. Nawet i koło 40 stopni. Chmurę to ja widziałam jedną – kilka dni temu. Niebo jest bezchmurne niemal non stop.

Trzeba pamiętać by pić dużo wody, bo bardzo łatwo o odwodnienie. Trzeba pamiętać, że dni wolne tutaj to piątki i soboty. Że gniazdka są brytyjskie, że haram znaczy „nie wolno!”, że respektuje się tu policje. Wszyscy się uśmiechają. Kobiety nie mogą publicznie odkrywać ramion i kolan (nawet na plaży, chyba że jest prywatna). Dowiedziałam się też, że Omańczycy kochają pieczątki. Koty są tu wyjątkowo chude, a Spotify nie działa dobrze. Zaś na Netflixie mam inny – arabski – repertuar. A żeby zadzwonić przez Skype lub cokolwiek innego potrzeba VPN – jednak.
Wiza turystyczna kosztuje około 200 zł i można ją dostać na lotnisku, będzie ważna przez 30 dni (na kolejne 30 można przedłużyć na policji), ale każde przekroczenie granicy unieważnia wizę – czyli np. żeby dostać się do Musandam trzeba przekroczyć granicę ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi – lub – popłynąć promem z Maskatu. Ale – wpis praktyczny też będzie! Soon.
I kozy. Są wszędzie.
* * *
Ja będąc tu zdążyłam zobaczyć 3 skorpiony, kilka wadis, zaliczyć kąpiele w ich pięknych turkusowych wodach, także w morzu, troszkę połazić po prawie-górach, ale i podczas jednej z takich wycieczek dostać udaru. Zdążyłam mieć epizod z napalonym i namolnym 16-latkiem, no i omal nie doleciałam tutaj, bo cofnięto mnie w Brukseli. O tak. Nie ma to jak ja i moje szczęście.
Nie mogę się doczekać, co mnie jeszcze tu czeka.