MENU
Islandia

Nie taki Złoty Krąg

Złoty pozostał on tylko z nazwy. Turystyczny stał się w praktyce. Apeluję o zmianę nazwy z „Golden Circle” na „Touristic Circle”.

Będzie to chyba mój najkrótszy wpis z Islandii. Z kilku powodów.

Po pierwsze – Złoty Krąg jest najbardziej turystycznym miejscem na Islandii, więc jak przyjeżdżasz tam za drugim razem (i to w sezonie) to miejsce staje się wręcz nieznośne przez turystów. Po drugie – jeśli przejechałeś właśnie całą wyspę, Złoty Krąg zwiedzasz na samym końcu, a w dodatku pada, siąpi i wieje to tym bardziej stwierdzasz – „o co ten szum tutaj?” – bo wiesz, że jest masa tryliard piękniejszych miejsc na Islandii. No i zaczynasz doceniać te wszystkie pustkowia.

Geysir & Strokkur

Żeby nie było, że się tylko zachwycam Islandią, ale gejzery obecnie są porażką. Jak dla mnie.

To miejsce tak urosło turystycznie, że widać tu zmiany. Betonowe chodniki pomiędzy gejzerami plus wielki kompleks sklepów i restauracji. W tym w rządku posadzone drzewka i masa syfu, który psuje islandzki klimat i tamtejszy krajobraz. OKROPIEŃSTWO. Nawet 2 lata temu nie było tak źle. Naprawdę widać tutaj rozwój turystyki. Nie wspomnę o tym, że słyszałam plotki iż jedyny czynny gezjer – Strokkur – pobudzany jest chemicznie do wybuchów, tylko po to by bawić turystów.

Po za tym chlupie wrzątkiem i śmierdzi jajcem. Chwila nieuwagi i jest się całym mokrym. Bo co by nie zarzucać – jak już wypryśnie z tego dziada, to rozrzut wrzątku jest spory. Hint ode mnie – jeśli zajedziecie, sprawdźcie najpierw wiatr, w którą stronę zawiewa oraz ziemię, spójrzcie, gdzie jest mokro – i tam nie stawajcie w oczekiwaniu na eksplozję. Prawdopodobnie właśnie tam chluśnie jajcanym wrzątkiem. Nieprzyjemna sprawa, zaufajcie mi.

Ogólnie bardzo fajnie, że w ogóle słowo „gejzer” pochodzi właśnie od islandzkiego Geysira, największego, aczkolwiek nieczynnego obiektu tego rodzaju na wyspie. Ponoć jak działał – ostatnią aktywność zanotowano w 1916 roku – o wyrzucał wodę na wysokość sięgającą nawet 80 metrów! Dla porównania – Strokkur, jego mniejszy aktywny kolega – wybucha, co jakieś 10-20 minut wyrzucając wodę na około 15-30 metrów. Na całym terenie jest też masa mniejszych gejzerków i kolorowych „wrzątkowych” kałuż. Trochę się bulgocą, trochę śmierdzą, ogólnie trzeba uważać, bo wszystko gorące, parzące.

Póki co, wstęp – jak wszędzie na Islandii – jest darmowy, ale ponoć ze względu na badania naukowe i inne pierdy chcą narzucić opłatę wstępu na ten teren.

Wiecie jeszcze, co jest straszne? Tak w temacie hajsu. Ludzie wrzucają do gejzerów monety. Naprawdę. W fontannie je jeszcze przeboleję. Ale w gejzerach? Serio? Błagam, nie róbcie tego – nie wrzucajcie monet do gejzerów, rzek, jezior, itp. To prawie tak samo jakbyście tam wrzucili śrubę, gwóźdź czy inny metalowy przedmiot. To metal i korzyści – z tego, że on tam leży – nie ma żadnych. Wręcz przeciwnie. Wrócicie, jeśli tylko tak postanowicie.

Jak dojechać?

Można busem (kursy oferuje Sterna i Reykjavik Excursions), można z wycieczką, można autem lub stopem. Dojedziemy drogą nr 35, nieopodal Hveragerði skręcając z „islandzkiej obwodnicy” – drogi nr 1. No chyba, że jedziemy z Thingvellir, to wtedy trzeba wbić na drogę 365, a potem na 37. Swoją drogą polecam ten odcinek 37 pomiędzy Thingvellir a Geysirem – droga jest malownicza, drogę otacza kolorowa kosodrzewina i dookoła lata masa ptactwa.

Wracając. Geysir jest aż tak popularnym miejscem, że nie ma szans by nie znaleźć transportu. Jest też relatywnie blisko stolicy – co też czyni to miejsce tak popularnym. Kolejna atrakcja – Gullfoss – znajduje się zaledwie 10 km dalej. Właściwie stojąc na parkingu koło wodospadu można dostrzec wybuchy gejzera.

Gullfoss

„Złoty Wodospad” – nie można mu zarzucić nic. Jest piękny sam w sobie. Potęga natury w pełnej krasie. Ale! Ten czuć ten sam problem, co w innych miejscach Złotego Kręgu – turystów tyle, że serio ciężko się cieszyć tym pięknem, aż chciałoby się porzucić ten wodospad i wyjechać nad jakiś mniejszy, mniej znany.

Naprawdę próbowałam z siebie wykrzesać okrzyki zachwytu. Ale nie potrafiłam. Widziałam ten wodospad w zimie, w przecudownym, zachodzącym słońcu, jak promienie wdzierały się do kanionu, jak lód skuwał cały teren dookoła, a wielkie kry dryfowały po rzece, po czym roztrzaskiwały się na kamieniach. To było coś! To był przepiękny widok. Majstersztyk.

Teraz ledwo, co zobaczyłam wodospad wyglądając zza lasu selfie-sticków.

Pocztówki i pamiątki

Jeśli ktoś lubi pamiątki – jakieś pierdoły, magnesy, pocztówki i tego typu rzeczy – sklep koło wodospadu jest na to idealny! Serio. Jest to perfekcyjne miejsce na wyposażenie się w pamiątki, dlatego, że one tutaj są naprawdę ładne i jest ich spory wybór. Owszem – można też to zrobić w stolicy, albo w innych miejscach, ale naprawdę – z mojego doświadczenia wynika, że tutaj jest największy (albo jeden z największych) wybór oferowanych, jakościowych produktów. Jak nie lubię sklepów, tak naprawdę ten nawet mi kradnie chwilę na oglądanie świecidełek.

Poszukiwania Hveragerði

Zapragnęliśmy gorących źródeł i kąpieli w znanym wszystkim z wyszukiwarki pod hasłem „hot river Reykjavik”. Już przy Seljavallalaug nasłuchałam się od innych panienek jaka super jest ta rzeka, że kilometry, cieplutko, można znaleźć tam swoje własne, naturalne jacuzzi.

Porzuciliśmy wizję zajechania na Háifoss, właśnie po to by dotrzeć na ciepłe źródła Hveragerði. Na które nie dotarliśmy.

Nie było nawet kogo spytać. Jedyne osoby w okolicy to turyści, którzy szukali tego samego, co my. Próbowaliśmy się posiłkować naszymi mapami offline Maps Me. Na daremno. Tzn – wskazały nam one ciepłe źródła – Reykjamóri. Tylko to nie było to, czego akurat my szukaliśmy. Reykjamóri oferowało raczej widoki na błotniste bulgocące się kałuże. Wizja, że wpada mi noga do czegoś takiego totalnie zminimalizowała moją fascynację tym miejscem.

Hverinn Reykjamóri – gorące źródła do oglądania w okolicach Hveragerði

Po powrocie do Polski nie odpuściłam. Musiałam dowiedzieć się dokładnie jak tam dojechać, jaka jest trasa. Jedyne wskazówki jakie kiedyś przeczytałam brzmiały w stylu „no jak będziesz w miasteczku jedź do góry, aż zajedziesz na parking i potem musisz chwilę się wspinać aż dojdziesz do rzeki”. Wiecie co? Kijowa była ta porada. Bo dokładnie tak samo wygląda droga na Reykjamóri.

Swoją drogą niełatwo znaleźć to Reykjamóri. Dlatego postanowiłam okiełznać współrzędne tego miejsca, jakby ktoś był ciekawy i zobaczyć to miejsce na własne oczy: 64°00’23.9″N 21°10’54.1″W.

Biorąc pod uwagę, że czasem wpisywanie współrzędnych na Islandii to najlepsze (a czasem jedyne) wyjście – łapcie też współrzędne dla tej całej „hot river” – 64°01’22.4″N 21°12’42.1″W. Trzeba jeszcze dalej jechać – drogą Reykjadalur, do końca – i jeszcze dalej.

O tak, to hasło dobrze opisuje Islandię jako końcowe zdanie.

Do końca i jeszcze dalej.

Autor

Nazywam się Paulina. I robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Jestem zakochana w Północy. Uwielbiam być w drodze, ale czasem też fajnie się zatrzymać. Nawet na dłużej. I poznać, choć trochę wnikliwiej. Lubię podróżować intensywnie, a jednocześnie bez pośpiechu.