Jeśli ktoś by mnie zapytał o najpopularniejsze wadi w Omanie wskazałabym właśnie Wadi Shab. Popularność to nie jedyna cecha tego wadi. Jest też naprawdę spektakularne i ma w sobie wszystko, co charakteryzuje piękne wadi. To jest Królowa wśród omańskich wadis. Zdecydowanie.
Dlaczego?
Zacznijmy od minusów, a właściwie jedynej poważnej wady – popularności. Wadi Shab przez to, że jest dość znane, lubiane, piękne, a w dodatku znajduje się tylko godzinę jazdy od stolicy Omanu, jest dość zatłoczone turystami, szczególnie w weekendy. Niestety innym minusem jest też fakt, że z kilku powodów faladż jest tam tylko na kilku odcinkach, a przez inne fragmenty woda prowadzona jest rurami, które moim zdaniem dość mocno niszczą urok tego miejsca – również dlatego, że pod owe rury wybudowane zostały betonowe kubiki w jednej z najbardziej spektakularnych części wadi.
Innym minusem (choć ja zaliczam to również do plusów poniekąd) jest fakt, że do tego wadi dostaniemy się tylko dzięki krótkiemu rejsowi łódeczką za 1 riala, czyli za około 10 zł. Minusem jest nie tyle sama łódka, co fakt, że kursuje ona tylko w pewnych godzinach (zazwyczaj jest to od 8 rano do około 17-18). Także pobyt w wadi jest nieco ograniczony, nie zawsze można w pełni poczuć beztroskę w tym pięknym miejscu.
A teraz plusy, których moim zdaniem jest cała masa i zdecydowanie przeważają nad minusami.


Przede wszystkim jest tu wszystko, co najlepsze, co powinno być w omańskim wadi.
Mamy tu piękną turkusową wodę, wysokie góry, orzeźwiające i piękne do pływania baseny, do których trzeba dotrzeć (czyli mamy też tu proper wadi) niewymagającym spacerem wiodącym przez piękny kanion.
A na koniec jeszcze bonus – w postaci jaskini!

JAK WYGLĄDA TRASA DO BASENÓW?
Po pierwsze, wcześniej wspomniana łódka – 1 rial za 2 strony, kursuje zazwyczaj od rana do zachodu słońca. Płyniemy dosłownie 5 minut. Dłużej trwa załadunek owej łódeczki turystami niż sam „rejs”. Już z łódki widać niesamowitość krajobrazu. Dookoła szlaku są wysokie, piękne i majestatyczne góry – sam ich widok robi wrażenie.
Do samego wadi też bardzo prosto dojechać. Z Maskatu to jedynie około godzina drogi świetnie przygotowaną autostradą. Na miejscu znajduje się parking (często przepełniony), a przy parkingu toalety. Charakterystyczny dla tego wadi jest wielki most wybudowany nad wejściem do wadi. Jak tylko przybyłam na miejsce, spojrzałam wgłąb i zobaczyłam wijący się w ląd wąwóz, do którego wpada magiczne światło, to od razu wiedziałam, że będzie mi się tu podobać.
Poruszamy się dnem kanionu, dokładniej dnem koryta rzeki, więc skala pionowych ścian i gór względem nas robi wrażenie. Ściany ich są strome, momentami wąwóz jest wręcz wyciosany od linijki, innym razem tworzy niesamowite, nieregularne formy, od linii po koła. Erozja zrobiła tu magiczne rzeczy.

To wadi to najpiękniejsza turkusowa woda!
Serio, ta woda tam tak wygląda. To jest moim zdaniem jedno z najlepszych rzeczy w tym wadi – kolor wody po prostu hipnotyzuje. Choć przez to niestety robi się nieco mleczna, nieprzezroczysta. Myślę, że ten cudowny kolor woda ma tutaj dzięki minerałom ze skał.
Bo trzeba dodać, że – ogólnie w wadis – nie jest to woda stojąca. Co chwilę słychać jakieś małe wodospadziki, strumyczki, woda cały czas przepływa. Dzięki temu jest świeża, czysta i naprawdę niesamowicie orzeźwiająca.
A dodatkowo ma idealną temperaturę, bywa nawet zimnawa, co w upalne dni daje niesamowitą ulgę. Dlatego ogólnie wadis są popularniejsze w te szczególnie gorące dni, kiedy na plaży nie da się wytrzymać, bo piasek parzy. W wąwozach jest zawsze nieco zimniej. I mówiąc słowo – zimniej – mam na myśli 35 stopni Celsjusza, a nie 44.
Co jeszcze jest wyznacznikiem idealnego wadi i co jest w Wadi Shab? Ilość i jakość basenów!
W Wadi Shab znajduje się właściwie jeden – ale bardzo obszerny – kompleks basenów przeznaczonych do pływania, zakończony jaskinią! Wpływanie do tej jaskini jest totalnym szałem i do godziny 13:00 spokojnie wpada tam światło – niestety ja przybyłam tam z aparatem już za późno i brakło idealnych promieni. Przysięgam – jak wpada – to jest przecudowne! Ale o jaskini za chwilę.
Najpierw trochę – obiecanych – outfitowych fotek z trasy. Kacper w roli głównej. Nasza nowa blogerka modowa, szafiarka i informatyk w jednym.

Kacper prezentuje klasyczną czerń. Nawet torba lniana markowa!

Aby dojść do basenów do pływania należy iść około 40-50 minut dość przyjemnym i nietrudnym szlakiem, który w sumie (na upartego) można też pokonać w klapkach, ale trzeba uważać na wyślizgane kamienie, a tych jest tu całkiem sporo.
Pierwszy odcinek prowadzi przez farmy. Idzie się głównie w cieniu palm, w otoczeniu zieleni. Bardzo przyjemny jest ten początkowy odcinek. Chwilę później powoli przechodzi w kamienisty teren.
Następnie po drodze (mniej więcej w połowie) mijamy piękne baseny, lecz też bardzo głębokie. Woda ma tam intensywny, turkusowy kolor, jest to chyba jedna z najbardziej fotogenicznych części wadi. Tam odbywały się zawody w skokach z klifu organizowanych przez Red Bull. Koło tych basenów widnieją znaki, że tutaj zabrania się kąpieli i skoków.
Niestety urok miejsca niszczą wspomniane wcześniej rury i kamienne kubiki.



Po kolejnych 20 minutach spaceru od tego miejsca – po terenie bardzo kamienistym, mijając wielkie głazy – dochodzi się najpierw do faladżu, a potem do basenów przeznaczonych na pływanie, które dzielą się (jakby) na cztery części.
To tutaj – po drodze – znajduje się też mały wodospadzik oraz jedno niewielkie oczko, które również nadaje się na kąpiele, szczególnie z dzieckiem. Lub gdy ktoś po prostu chce mieć basenik tylko dla siebie.

Pierwszą, gdzie woda jest najpłytsza, najbardziej zmącona. Basen ten jest najbardziej wyeksponowany i najłatwiej dostępny. To tu kończy swoją drogę wiele osób, nie wiedząc, że warto płynąć dalej. Ilość ludzi też daje nieco w kość – należy się spodziewać tu dość dużej gromady. Momentami ciężko znaleźć kawałek odpowiedniego miejsca by zostawić rzeczy.
To również w tych pierwszych basenach można znaleźć dużo podwodnej roślinności.



Drugą, do której trzeba przejść po strumyczku usłanym żwirkiem (polecam obuwie do pływania, inaczej jest to dość bolesne doświadczenie). Basen w drugiej części jest dość płytki i zaraz przechodzi się w część trzecią – do której droga wiedzie przez małe wodospady. Jest tu bardzo ślisko i ciężko logistycznie się przedostać. Ja się tu wywaliłam dwa razy.
Trzecia część ma już super przejrzystą wodę, baseny są tu dość głębokie, robi się ciaśniej, a i ściany dookoła wydają się wyższe. Nie ma tu też za bardzo miejsc na postój w pływaniu, można chwycić się ścianki, to wszystko. Trzeba dobrze pływać i mieć jakąś tam kondycję albo – kamizelkę. Mnie 4 kursy tą trasą nieźle zmęczyły. Trzecia część jednak wynagradza nas wisienką na torcie – to tu znajduje się wejście do jaskini, czyli tej czwartej części.



Do jaskini wpływa się bardzo wąziutkim tunelem, ale jednak na tyle szerokim, że spokojnie można mieć głowę nad powierzchnią wody. W jaskini jest bardzo głęboko (nurkowałam i nie widziałam dna!) i brak tu jakichkolwiek miejsc na porządny odpoczynek w pływaniu. Jedyne, co można zrobić to złapać się ręką ściany w niektórych miejscach. Dlatego dobra umiejętność pływania lub kamizelka ratunkowa są tu – powiedziałabym, że – obowiązkowe.
Tak w ogóle to czułam się tu jak uradowane dziecko w aquaparku.
* * *
Nie będę Wam więcej opowiadać, bo ileż można? To wadi trzeba po prostu zobaczyć samemu. Na własne oczy ujrzeć ten turkus, na własnych nogach przejść przez te wielkie kamieniste połacia terenu, zapracować na przyjemną kąpiel w rajskim oczku. I samemu nasapać się by wpłynąć do jaskini.
Jeśli kiedykolwiek będziecie w Omanie, Wadi Shab jest punktem obowiązkowym na liście miejsc do odwiedzenia!

Początek Wadi Shab, parking
