Kolorowy szlak karpia? Na samą myśl uśmiech zaczyna odziewać mi twarz. Wyznaczono ścieżkę rowerową, gdzie po drodze spotykamy wielkie kolorowe karpie. Niby tak przaśne, a jednak zacnie – i radośnie. Jest coś pięknego w takim swojskim kiczu.
Te karpie – ze szlaku – wyglądają O TAK. Dla mnie fascynujące w ogóle jest cały proces takiej idei – „Ej chodźcie postawimy kilka plastikowych karpi i każdego pomalujemy inaczej”. Kocham takie pomysły, dzięki nimi świat jest lepszy – serio! – i zróżnicowany. I mówię to absolutnie poważnie. Swoją drogą każda inicjatywa w jakimś pozytywnym kierunku jest fajna. Bo zawsze można przecież nie robić nic.
Ale wracając – szlak kolorowego karpia i Dolina Baryczy! Rejon stawów milickich to zdecydowanie piękne miejsce, idealne na taki city-break – szczególnie z rowerem. Z Wrocławia jeżdżą pociągi w godzinach niemal idealnych by móc wyjechać, pojeździć na miejscu i wrócić tego samego dnia. My tak uczyniłyśmy, a nasz czas wykorzystałyśmy cisnąc jakieś 40-50 kilometrów nad stawami, po pagórkach, nieopodal karpi, kolejki, lasów i pól. Zabrakło jedynie czasu na koniki polskie – jest to zatem powód, by tu wrócić.
Zdjęć będzie relatywnie mało, bo mądra-ja zamiast wziąć film pusty, wzięłam pełny – i w połowie tej zacnej wycieczki, gdy klisza mi rzekła „dość” nie mogłam jej wymienić na kolejną czekającą w kolejce :-(((
Ale by to wynagrodzić na koniec zamieszczam zdjęcia mojego kota. Ponoć kotki, pieski i cycki zawsze wynagradzają jakieś ubytki i braki – zatem hej!

Tunio <3