MENU
Citybreak / Norwegia Południowa

Bergen, kiedy myśmy się widzieli?

Bergen, miasto uznawane za bramę do krainy norweskich fiordów. Miasto czaruje zarówno zabytkami, uroczą zabudową, jak i pięknymi szlakami. Natura zaczyna się tu w już w mieście.

Nie żebym była jakoś specjalnie dumna z tych zdjęć, ale w pewnym sensie lubię je. Mają dla mnie wartość sentymentalną. Zarówno podróżniczą jak i fotograficzną. Dlatego też postanowiłam, że pojawią się tutaj. Po wielu latach. W Bergen po raz pierwszy byłam w 2011 roku. Szmat czasu.

Bergen
Vryga, wydanie blacharskie. Fot. Mateusz Bral

Tu pada 350 dni w roku

Bergen proszę Państwa. Takie właśnie zapamiętałam. Pełne górek, do których szlaki zaczynają się dosłownie w centrum miasta. A owe szlaki pełne owiec, które te ścieżki rozdeptują i ludzie po tych owczych ścieżkach chodzą mając nadzieję, że gdzieś dojdą. Otóż nie.

Bergen to miasto pełne zatoczek, jeziorek, fontann, wysepek, niezbieranych grzybów, no i w końcu, czy pełne deszczu? Oj nie. Przynajmniej nie w moim wypadku. Podczas całej mojej wizyty w Bergen deszcz widziałam może 2 razy. A pierwsze, co usłyszałam o tym mieście, to że pada tu 350 dni w roku.

Wychodzi zatem, że tylko 15-16 dni świeci słońce? Może. Jeśli tak jest naprawdę, to trafiłam na duży procent z tego niewielkiego procentu. Ale coś z tym deszczem musi być na rzeczy. Na ulicach zobaczyć można automaty z pelerynami przeciwdeszczowymi i z parasolkami. Milusio.

centrum Bergen
Bergen, Vryga
Fot. Mateusz Bral
port, Bergen
Bergen port
port w Bergen
Bergen
Norwegia, Bergen
Bergen

W Bergen po raz pierwszy byłam z całkiem pokaźną ekipą. Razem z moim przyjacielem Mateuszem oraz ze znajomymi ze studiów, Olą, Zuzą i Michałem. Na miejscu poznaliśmy Andrzeja, który razem ze swoją partnerką przemierzyli Azję na rowerach! I założyli bloga! Przygodnik, wpadajcie i podziwiajcie. Fajne rzeczy zawsze fajnie się poleca.

Zatem takie zacne grono mieliśmy na to całe nie-deszczowe Bergen.

Bergen
be independent
Bergen, muzea
Bergen, Norwegia

Bryggen, perełka Bergen

Jak Bergen to tylko Bryggen. Tak mówią. To taka typowa wizytówka miasta, której nie sposób ominąć. Kojarzycie słodziutkie drewniane domki, które pokazują się na każdym zdjęciu, jak tylko wpiszecie „Bergen” w wyszukiwarkę? To właśnie to. Mimo sztampowości tego miejsca nie sposób nie zachwycić się uroczymi drewnianymi uliczkami, balkonikami, miniaturowymi schodkami i całą resztą tego handlowo-historycznego nadbrzeża.

Jest to jedno z ośmiu miejsc objętych patronatem UNESCO w Norwegii. Z ciekawostek powiem, że o dziwo, spośród 8 pozycji tylko 2 zaliczają się do przyrodniczych, a przecież Norwegia to głównie niesamowita przyroda. Choć jak widać nie tylko.

Warto odwiedzić też lokalny przyportowy fish market. Ceny są co prawda, jak z kosmosu, ale wszystko świeżutkie, a gatunki ryb i owoców morza niespotykane nigdzie indziej. Polecam popatrzeć chociaż, a ci, co mają grubsze portfele niech też smakują.

Bryggen, Bergen
Bryggen, Bergen
Bryggen, Bergen
Bryggen, Bergen
Bryggen, Bergen
Bryggen, Bergen
Bryggen, czyli zabytkowe budynki portowe w Bergen
Bryggen, Bergen
Bryggen, Bergen
Bergen
Bryggen, Bergen

Daj się ponieść

Pamiętam dwie totalnie randomowe historie z naszego pobytu w mieście.

Andrzej mieszkał w akademiku w dzielnicy Nesttun. Tam poznaliśmy też Valentine i masę innych studentów na wymianach. Środowisko międzynarodowe. Impreza. Z jedzeniem. Każdy musiał ugotować coś, co było adekwatne dla danego kraju. My oczywiście próbowaliśmy zrobić coś na wzór bigosu. Cudowna scena, której nie zapomnę, jak Michał, tańczący z tym wielkim garem wypełnionym bigosem, wielką łyżką pakujący do buzi każdemu wielką porcję bigosu, ciągle tańcząc.

Inna historia to jak „kradliśmy” jabłka z królewskich ogrodów. Poszliśmy na nocny spacer po Bergen. Trafiliśmy do ogrodów jakiegoś zameczku. Patrzymy, jabłonie, aż uginały się pod ciężarem jabłek, które też leżały wszędzie dookoła. Leżały i gniły, nikt ich nie zbierał. Postanowiliśmy oswobodzić drzewka z tego nadmiernego obciążenia.

Bergen, students
akademiki w Bergen
Bergen
Bergen
Bergen

Ostatni będą pierwszymi, a tutaj raczej pierwsi będą ostatnimi. Na koniec zostawiam deser, czyli to, co najbardziej podobało mi się w Bergen, czyli górki.

Urliken i Løvstakken

Moja podróż po Norwegii zaczęła się właściwie w górach. Od razu po wyjściu z samolotu pojechaliśmy na szlak pod Ulriken. Niby górka nieduża (643 m n.p.m.), ale w Norwegii to taki haczyk, bo wspinasz się prawie zawsze od zera, jeśli jesteś gdzieś przy fiordach. Ola zachęciła nas mówiąc coś w stylu, że dzieciaki w szkole w trakcie zajęć wuefu potrafią tam wejść i zejść. No i faktycznie, my się wdrapujemy ledwo co, a mijają nas dzieci, starsi ludzie, wszyscy idą, wręcz biegną. Bez zadyszki, jakby pokonywali każdy metr bez żadnego trudu. Niesamowite. Kocham tą łatwość z jaką przychodzi Norwegom pokonywanie gór.

Urliken, Bergen
Bergen hike
Urliken, Bergen
widok z Urliken
Løvstakken hike
Urliken hike
Bergen hike
Bergen hike
Løvstakken

Z Ulriken historia była taka, że w pewnym momencie mocno zabłądziliśmy. Wszystko przez owce.

Weszliśmy sobie najbardziej podstawową trasą. Ale ktoś zaproponował by wracać inną, koło wodospadu. Tak też uczyniliśmy, i to był początek jednego z najbardziej męczących trekkingów mojego życia. I wciąż to tak pamiętam mając na koncie już masę szlaków w Norwegii.

Pierwszy kawałek detouru był nie tyle co górzysty, co błotnisty, i zamiast iść, nogi ciągle zapadały się w podmokłej trawie. Doszliśmy do miejsca, w którym powinniśmy już schodzić na dół, koło wodospadu. Ale ewidentnie ścieżka robiła się coraz bardziej ekstremalna i nie wyglądała już jak szlak.

Owce! Wydeptały inny szlak

Tak było.

Wydeptały, i nie tylko my się nabraliśmy. Jeden chłopak dosłownie wczołgiwał się z powrotem na górę ostrzegając nas, że tam jest przepaść, że nie należy tam iść i prosił też o odrobinę wody. Byliśmy nieco przerażeni jego widokiem, ale jakoś po chwili błądzenia udało się nam jakoś przejść. Pamiętam tę ulgę jaką czułam, gdy w końcu wyszliśmy na prosty teren. Nie czułam takiej już dawno.

Historia lubi się powtarzać, norweskie owce nie raz zafundowały mi ponownie podobną sytuację.

Løvstakken hike
Widok z Løvstakken, niedocenianego szczytu w Bergen
Urliken hike
Urliken hike
Urliken, Bergen
Urliken, Bergen
Urliken
Urliken hike
Urliken hike
Autor

Nazywam się Paulina. I robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Jestem zakochana w Północy. Uwielbiam być w drodze, ale czasem też fajnie się zatrzymać. Nawet na dłużej. I poznać, choć trochę wnikliwiej. Lubię podróżować intensywnie, a jednocześnie bez pośpiechu.